środa, 19 marca 2014

Znam jednego

Jest jeden facet, którego znam od dłuższego czasu. Bardzo specyficzny gość, a jednak cenię sobie jego towarzystwo. Zawsze napełnia mnie swoistą konsternacją i wprawia w głębokie zastanowienie. Ma on jeden dziwny zwyczaj.
Wchodzi czasem do mojego pokoju. Po cichu, jakby chciał pozostać niedostrzeżony, uniknąć konfrontacji z kimkolwiek. Głowę ma zawsze spuszczoną, a jednak dostrzega wszystko wkoło. Powolnym krokiem idzie do mojego biurka, siada na krześle, sięga do szafki - wypija dwa kieliszki ognia, po czym zakłada nogę na nogę, splata ręce na piersi i...tak jakby zapada się w sobie. Nie umiem tego inaczej nazwać. Ale właśnie wtedy lubię stanąć obok niego i po prostu go obserwować, bo wtedy jest najbardziej fascynujący. Kiedy słucha głosu bębnów, gitar i zadymionych wokali. Kiedy podnosi wzrok by obserwować krople cieknące po szybie okna, a jego spojrzenie...nie, nie ma go.
Wydaje się wtedy patrzeć do środka, a w jego oczach przewija się burza. Istny sztorm uczuć, doświadczeń, wspomnień i czegoś jeszcze, czego nie umiem nazwać. Z zewnątrz tak spokojny, statyczny, nie poruszony zdaje się niczym co się dzieje, wewnątrz jednak, wiem to, toczy się istna batalia. O myśli, o prawdę, o słuszność, o dzień i noc, o białe i czarne, o to co ważne, a co marne, co rentowne, a co stratne, co powinien i co chce, co może lub nie - o wolność i władzę samego siebie i się.
A ja wciąż stoję obok, z fascynacją w oczach i podziwiam jak dziecko ulubionego superbohatera - ileż siły on ma w sobie, wytrwałości by z tym wszystkim zmagać się, z własnego wyboru, samemu, upadać i podnosić z powrotem na nogi. Zadać tysiąc ciosów i tysiąc ciosów otrzymać byle zrobić jeden na przód krok, przed siebie. 
I choć wydaje mi się, że znam tego jednego, to wiem, że nie wiem o nim więcej niż on sam mi pozwala wiedzieć. Ot paradoks poznawczy poznawania siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz