Tekst I "On"
Godzina ósma otwiera moje zmęczone i podkrążone oczy. Przecieram je i widzę, że znów tonę w ogromnej przestrzeni pustego łóżka, bez Ciebie, bez Twoich długich, rozczochranych, rozrzuconych po poduszce włosów, bez miarowego oddechu Twego snu, którym karmiłem się jak dziecko, bez Twoich ust i uśmiechu na nich kiedy tylko otwierałaś oczy.
Siadam na łóżku, a moim jedynym wschodem słońca jest zapalony przed chwilą papieros, bo gdy spoglądam za okno widzę tylko czarne chmury zasłaniające mi słońce, które miałaś w oczach kiedy się śmiałaś. Chmury płaczące jak ja w dniu Twojego wyjazdu.
Zwlekam się i wstaję ubrany we wczorajsze ciuchy, nieumyty i nieogolony. Idę i potykam się o kolejne puste butelki po piwie. Wiem...nie powinienem. Czuję żal i skruchę za to co robię, bo wiem, że nie ucieszyłby Cię taki stan. A jednak wciąż to robię... . Kiedy biorę gitarę, ciche, powolne, płaczliwe nuty robią mi za śniadanie.
Gitara jest rozstrojona, pióro i kartki pokrywają się kurzem, a komputer chodzi wciąż wydając cichy szum i, przetwarzają ciągle na nowo te same dane, charcząco sączy z głośników... "Ain't no sunshine when she's gone..."
Już miałem wypić kolejny kieliszk wódki gdy coś drgnęło. Podniosłem głowę znad naczynia. Dziś jest Ten dzień! Z uśmiechem, cały podekscytowany chwyciłem znów te same butelki do wyniesienia i skierowałem się do wyjścia ale zobaczyłem kalendarz. Stojąc w miejscu, wskazywał wciąż tę samą datę. To jednak nie dzisiaj... znów to samo. Butelki same wysunęły mi się z pomiędzy palców obijając się głucho ode drewnianych paneli. Wracam do mojego kieliszka wódki...
Nie wiem, który to już dzień, tydzień z rzędu, ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do Twojej nieobecności licząc, że jutro ten dzień okaże się tylko snem, tylko koszmarem..., że jutro będziesz tu znów... .
Tekst II "Ona"
Leżysz koło mnie, cicho i spokojnie, pachniesz mleczną czekoladą.
Twoje palce zgubiły się dawno w moich włosach, a moje oczy zawisły na Twoich policzkach.
Leżymy bez celu, by zabić ciągnący się czas, wdychamy siebie i rozkoszujemy się każdą sekundą u swojego boku.
Już sama nie wiem, która dłoń jest moja, a która Twoja, teraz tego nie zgadną. Zbyt skomplikowana ta nasza jedność.
Leżymy tak po prostu, bo mamy siebie tak rzadko.
To jakaś bajka, te równomierne wdechy i wydechy, na tym samym poziomie i w tym samym tempie.
Skąd ta gęsia skórka na moim ciele? Skąd mój włos na Twojej twarzy?
Przez okno wpada nocny chłód, a nam jest tak ciepło, jak nigdy. Nam jest dobrze jak nigdy.
Błogo koi połączenie nocy, ciszy i Twoich ust na mojej szyi, rozpływam się i nie mam suły, by tak po prostu wstać, pożegnać się i nie widzieć Cię przez kolejny miesiąc.
To jest noc wariatów i szaleńców, którzy, choć wiedzą jak boli rozdzielone uczucie, to pakują się w nie z impetem i uśmiechem na twarzy.
To jest nasza wspólna, piękna, ciepła, spokojna noc.