czwartek, 27 września 2012

Między Słowem, a Kochaniem.

Dzisiaj będzie długo. Pojawią się dwa autentyczne teksty będące swoistym dialogiem między kochankami. Obydwa wyrażają tęsknotę lecz na różne sposoby. Autorów tutaj nie ujawnię, jedynie prywatnie. Na wrześniowe, deszczowe wieczory jak ten, kiedy wspomnienia i sentymenty spływają na nas i oplatają, ciepło lecz ciasno...

Tekst I "On"
Godzina ósma otwiera moje zmęczone i podkrążone oczy. Przecieram je i widzę, że znów tonę w ogromnej przestrzeni pustego łóżka, bez Ciebie, bez Twoich długich, rozczochranych, rozrzuconych po poduszce włosów, bez miarowego oddechu Twego snu, którym karmiłem się jak dziecko, bez Twoich ust i uśmiechu na nich kiedy tylko otwierałaś oczy.
Siadam na łóżku, a moim jedynym wschodem słońca jest zapalony przed chwilą papieros, bo gdy spoglądam za okno widzę tylko czarne chmury zasłaniające mi słońce, które miałaś w oczach kiedy się śmiałaś. Chmury płaczące jak ja w dniu Twojego wyjazdu.
Zwlekam się i wstaję ubrany we wczorajsze ciuchy, nieumyty i nieogolony. Idę i potykam się o kolejne puste butelki po piwie. Wiem...nie powinienem. Czuję żal i skruchę za to co robię, bo wiem, że nie ucieszyłby Cię taki stan. A jednak wciąż to robię... . Kiedy biorę gitarę, ciche, powolne, płaczliwe nuty robią mi za śniadanie.
Gitara jest rozstrojona, pióro i kartki pokrywają się kurzem, a komputer chodzi wciąż wydając cichy szum i, przetwarzają ciągle na nowo te same dane, charcząco sączy z głośników... "Ain't no sunshine when she's gone..."
Już miałem wypić kolejny kieliszk wódki gdy coś drgnęło. Podniosłem głowę znad naczynia. Dziś jest Ten dzień! Z uśmiechem, cały podekscytowany chwyciłem znów te same butelki do wyniesienia i skierowałem się do wyjścia ale zobaczyłem kalendarz. Stojąc w miejscu, wskazywał wciąż tę samą datę. To jednak nie dzisiaj... znów to samo. Butelki same wysunęły mi się z pomiędzy palców obijając się głucho ode drewnianych paneli. Wracam do mojego kieliszka wódki...
Nie wiem, który to już dzień, tydzień z rzędu, ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do Twojej nieobecności licząc, że jutro ten dzień okaże się tylko snem, tylko koszmarem..., że jutro będziesz tu znów... .


Tekst II "Ona"
Leżysz koło mnie, cicho i spokojnie, pachniesz mleczną czekoladą.
Twoje palce zgubiły się dawno w moich włosach, a moje oczy zawisły na Twoich policzkach.
Leżymy bez celu, by zabić ciągnący się czas, wdychamy siebie i rozkoszujemy się każdą sekundą u swojego boku.
Już sama nie wiem, która dłoń jest moja, a która Twoja, teraz tego nie zgadną. Zbyt skomplikowana ta nasza jedność.
Leżymy tak po prostu, bo mamy siebie tak rzadko.
To jakaś bajka, te równomierne wdechy i wydechy, na tym samym poziomie i w tym samym tempie.
Skąd ta gęsia skórka na moim ciele? Skąd mój włos na Twojej twarzy?
Przez okno wpada nocny chłód, a nam jest tak ciepło, jak nigdy. Nam jest dobrze jak nigdy.
Błogo koi połączenie nocy, ciszy i Twoich ust na mojej szyi, rozpływam się i nie mam suły, by tak po prostu wstać, pożegnać się i nie widzieć Cię przez kolejny miesiąc. 
To jest noc wariatów i szaleńców, którzy, choć wiedzą jak boli rozdzielone uczucie, to pakują się w nie z impetem i uśmiechem na twarzy.
To jest nasza wspólna, piękna, ciepła, spokojna noc.