czwartek, 23 stycznia 2014

Trzeci Takt

Noc była ciemna i żadne światło jej nie przenikało poza delikatnym blaskiem bielma oczu Wojownika. Żadna gwiazda nie zaszczyciła obecnością czarnego nieboskłonu i tylko z północnym wiatrem walczył uparcie stawiając kolejne kroki na mętnym gruncie szarego piasku.
Podmuch zdawał się ciskać chłodem i ciemnością w każdym kierunku, a ilekroć uderzał w Bezimiennego, ten angażował resztki sił by wymachiwać pięściami jak gdyby chciał wdać się z wiatrem w bójkę. Był wyczerpany. Kolejne, ciężko stawiane kroki znaczone były pojedynczymi kroplami wody spadającymi z policzków gdzie kres miały srebrne potoki ciągnące z oczu.
Wojownik płakał. Wycie wiatru kontrował swoim krzykiem, byle słyszeć swoją obecność, byle zachować świadomość. Żywioł zdawał się nieść na swych skrzydłach delikatny, dźwięczny, kobiecy śmiech wprost do jego uszu.
Krzyczał w agonii, nie umiejąc rozróżnić co pochodzi z jego głowy, a co faktycznie słyszy. Nieufność do zmysłów zacierała granice więzienne Szaleństwa, które coraz głośniej szamotało się w swojej klatce wewnątrz Niego.
- Kim jesteś? Czemu mi to robisz? - artykułował w krzyku, ściskając głowę rękoma jak gdyby chciał wycisnąć z niej źródło bólu tak jak wyciska się drzazgę ze skóry. Nie wiedział co się z nim dzieje, utracił kontrolę. Pulsującym bólem odezwało się prawe oko. Obraz zaszedł lekką mgłą.  Odruchowo sięgnął ręką przykładając dłoń, którą po chwili cofnął z sykiem bólu. Wnętrze dłoni miał poparzone - oko płonęło czarnym ogniem.
- Nie! Nie ja! Nie teraz! Nie...AAAAAAAA! - kolejny krzyk zagrzmiał z wiatrem. Lewą ręką teraz, Sherabita jak gdyby dociskał prawe ramię do torsu chcąc utrzymać je na miejscu. Pod skórą mięśnie i kości zdawały się kształtować według własnej myśli, zniekształcając jego ramię karykaturalnie.
- Dlaczego? DLACZEGO?
Nogi podnosił teraz ociężale i z trudem pokonywał następne kroki. Po kilku metrach upadł na kolana zwiększając głowę w dół. Nie widział już nic, oczy zaszły czarnym płomieniem. Na grzbiecie zaczęły pojawiać się deformacje ekstrakcji. Bezwzględny ból palił całe jego ciało. Krew ciekła teraz z jego oczu. Zaczął szeptać. Uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- To tu? Teraz? W takim stanie chcesz mnie zobaczyć?
Kręcił nieznacznie głową jak gdyby czemuś zaprzeczał. Niebo zachodziło ołowianą szarością świtu. Ogniki w oczach zaczęły jakby niespokojnie skakać coraz wyżej.
- Nie tak to sobie wyobrażałem ale jeśli tego chcesz, przyjdź proszę...przyjdź i ocal mnie.
Kiedy ognista kula zza horyzontu cisnęła pierwsze swe promienie na Sherabitę, ten rozrzucił ręce na boki i pustym, płonącym wzrokiem spojrzał wprost w Kulę Ognia przed sobą krzycząc:
- Weź mnie ze sobą...PRZYJDŹ I OCAL MNIE!

...

Obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Czucie przyszło gwałtownie w całym ciele. Syknął przez zęby z bólu sięgając ręką do twarzy. Poczuł, że oczy ma przewiązane bandażem. Czuł przenikliwy chłód.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi by wystawiać się na wschodzącą Kulę Ognia. - usłyszał z nad głowy znajomy głos. Chciał podnieść się i rozejrzeć za przyjacielem ale silna dłoń w aksamicie docisnęła go z powrotem do łóżka.
- Czy...Ona..? - próbował wydobyć z siebie Wojownik ale to co usłyszał wcale nie brzmiało jak jego głos. Było nieludzko zniekształcone, jak gdyby mówił trzema różnymi głosami, a każdy na innym poziomie.
- Nie, nie było jej tam jeśli o to pytasz. Nie znalazłem wokół żadnych śladów jej obecności. Przykro mi. Odpocznij lepiej, nie wysilaj się.
Czyli nie przyszła - pomyślał - nadal żyję.
Wiedział, że miała rację w tym. Nadal miał do wykonania misję. Nie mógł darować demonowi tego co zrobił.

c.d.n.