niedziela, 30 listopada 2014
Dziewiąty Takt
czwartek, 30 października 2014
Ósmy Takt
- Mówię wam: pokażcie się! - wykrzyczał w pustkę drogi przed sobą. Odpowiedziała mu cisza. Obudzeni spojrzeli na niego przerażeni – jak on śmie krzyczeć! Czy nie powinien wiedzieć najlepiej czym to grozi? Po chwili ich uwagę jednak odwrócił ruch pomiędzy drzewami na skraju drogi. Wyłaniały się z nich kolejne humanoidalne postacie - odziani w podarte spodnie, ledwo wiszące na ramionach koszule i nakrycia głowy; każdy ściskał na wpół zardzewiałe narzędzie lub broń – nóż, topór lub po prostu stalowy pręt. Z głęboko osadzonych oczodołów zionęła czarna pustka. Ale nie to wzbudzało największą obawę ludzi. Obcy budzili jednocześnie wstręt i niepokój. Wyglądem przypominali włóczęgów ale ich skóra pokryta była drewnianymi bruzdami, większymi lub mniejszymi tu i ówdzie, jak gdyby zasklepionymi ranami, a wokół nich roztaczała się przenikliwa, nienaturalna woń. Czym oni są? - niemo poruszały się wargi podróżnych, obserwujących rosnącą liczbę stworzeń.
wtorek, 8 lipca 2014
Siódmy Takt cz. II
sobota, 5 lipca 2014
Siódmy takt cz. I
Wiatr huczał nisko w szparach miedzy deskami zabitej framugi, nasilając się do gwizdu przy każdym silniejszym podmuchu. Mimo to, od wzejścia Kula Ognia gorała nad dachem drewnianej chaty i powietrze w środku było duszne i zawiesiste. Rosły mężczyzna w mokrej od potu koszuli zataczał koło po pokoju, przecierając nerwowo dłonią wilgotną twarz i krótkie jasne włosy.
- Możesz wreszcie usiąść? - rzucił inny, siedzący w rogu facet.
- Próbuję się uspokoić, dobra? - odparł tamten, przystając na chwilę.
- I jak ci idzie?
- Zejdź ze mnie Denett, co? Chcę jakoś zrozumieć co się właśnie stało, a ty nie pomagasz.
- Do cholery Jorg, a co tu jest do rozumienia? Ten facet nas ocalił i to się w tym momencie liczy! Oraz to co dalej z tym zrobimy! - krzyknął i wstając, dla podkreślenia swoich słów, wskazał dłonią na nieprzytomnego Wojownika.
- Możecie się obaj zamknąć? - odezwała się nagle kobieta siedząca przy łóżku, na którym leżał. Długie, rude włosy miała związane z tyłu w kucyk. Choć wyraz twarzy miała teraz surowy, z jej oczu emanował tak gniew jak i zmartwienie. Całe zdarzenie obserwował znad książki Aleksander, nie odzywając się ani słowem. Siedział na krześle przy głowie Sherabity, wertując niby od niechcenia swoją księgę boga Dawnych Dni.
- Wasze durne sprzeczki są w tym momencie naprawdę zbędne. - ucięła, kiedy zorientowała się, że wszyscy w pokoju skierowali na nią wzrok.
- Ma rację. Odpoczywajcie. Zbierajcie siły. Na decyzje przyjdzie czas kiedy Bezimienny dojdzie do siebie. - cichym głosem dodał Aleksander nie podnosząc wzroku znad kart księgi. Mężczyźni po chwili rozeszli się i usiedli. Młodzieniec spojrzał na przyjaciela, który blady od skrajnego wyczerpania oddychał teraz powoli.
"Siedemnastu spoczęło od twoich mieczy. Sześciu nie przeżyło emanacji Animu. Siedmiu Obudzonych czeka na poprowadzenie. Lepiej wracaj w pełni sił..." - myślom w głowie Kreatora towarzyszył jego długi oddech.
Ciszę wypełniało tylko kilka zdysharmonizowanych ze sobą oddechów śpiących w pokoju ludzi. Po chwili spośród nich wybił się szelest materiału i stęknięcie kiedy Sherabita usiadł na łóżku. Kilku spojrzało w jego stronę, kobieta rzuciła się gwałtownie obejmując go w klatce piersiowej.
- Lil! Proszę, daj mu odetchnąć... . - zwrócił się do niej Aleksander wstając z krzesła. Rudowłosa puściła Wojownika zmieszana.
- Jak się czujesz Bezimienny? - zapytał młodzieniec.
- Lepiej, dziękuję... - mówił powoli i zmęczonym tonem. Podniósł ręce i wpatrywał się w swoje dłonie, zaciskając je i puszczając na przemian.
- Kim są Ci ludzie? - spytał nie podnosząc wzroku.
- To Obudzeni. Puści, którzy pod wpływem wyemanowanego przez ciebie Animu odzyskali energię i panowanie. Nie sądziłem, że to możliwe.
- Czy ja...? - zwątpienie zachwiało pytaniem Wojownika.
- Mogło się to dla Ciebie skończyć ekstrakcją lub śmiercią, kretynie.
- Rozumiem... - wydusił. - Aleksandrze, gdzie znajduje się najbliższy bastion?
- W Tan-Shafher. Prowadzi go zgromadzenie Sinistratów. - bez wahania odparł Kreator.
- Tam wobec tego wyruszymy.
Kilku ludzi podniosło się ze swoich miejsc.
- Ale... - ktoś zaczął.
- Ruszamy tuż po zachodzie. - uciął bohater.
czwartek, 26 czerwca 2014
Szósty Takt
Szybko odnalazł obecność silnego już Animu. Stanął przed bezkształtem nieustannie wijących się płomieni, zapadających, to znów eksplodujących; swą dzikością pożerały same siebie by rosnąć w siłę, będąc wiecznie gorejącym chaosem samonapędzającej się potęgi, która raz pchnięta staje się nie do zatrzymania.
Ogień zahuczał groźnie kiedy wojownik stanął przed nim.
- Przyszedłeś! Czego tu chcesz? Zgasić mnie, tak? Stłumić mnie, tak? Po to tu jesteś? ODPOWIEDZ!
Zagrzmiał razem z poniesionym echem ale żadna odpowiedź nie padła. Płomienne wije pełzły w kierunku bohatera.
- Nie masz takiej siły! - syczał dalej - NIE ZATRZYMASZ PONIESIONEGO ŻARU!
Pogłos jeszcze chwilę niósł potężny krzyk. Ciszę wypełniał tylko szum palącej się istoty.
- Nie zamierzam. - rzekł wreszcie cicho Sherabita. - Nie dzisiaj.
Na te słowa Anim nie odpowiedział, analizując ich znaczenie.
- Jesteś mi teraz potrzebny. A więc płoń.
- Tak...! - z rosnącym podnieceniem rozżarzył się jaśniej Anim.
- TAK! TAK! TAK! - jak echo słyszał w głowie bohater.
- Nie... - szepnął Aleksander.
Kiedy wojownik otworzył oczy, kolor jego zawirował na czerwono i całe stanęły w ogniu, skacząc żywo nad brwi. Ciemność wokół jego ostrzy przybrała kształt ostro zarysowanych płomieni. Stawiając wolne lecz twarde kroki, stanął w końcu kilka centymetrów od drzwi prowadzących na zewnątrz, wbijając w nie wzrok, jak gdyby przez nie widział i cierpliwie czekał na to co ma nadejść. Zza drzwi dochodziły odgłosy kroków, szmer martwych liści na kamieniu otaczającym dom, kopnięty tu i ówdzie przedmiot, wreszcie skrobanie w ściany i ciche pojękiwania. Trzask drewna i głośny jęk Pustego wybiły się ponad tę symfonię, kiedy Sherabita przebił ostrzem drzwi przeszywając jednego z nich. Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy wojownika.
Wyrzucone nieznaną siłą, drzwi wyleciały z futryny drewnianego domu, posyłając wiszące na nich ciało kilka metrów dalej. Zgromadzeni przy domu Puści zastygli na chwilę w miejscu, zainteresowani nagłym poruszeniem.
- Bezimienny, przecież...przecież to mogą być twoi rodzice! - krzyknął.
sobota, 21 czerwca 2014
Nie-cel
Pewien człowiek, żyjący w dużym mieście, każdego dnia w godzinie popołudniowej kończył swoją pracę w dużej firmie i wychodził przed budynek gdzie miał zaparkowany samochód. Któregoś dnia jego drogę między drzwiami firmy, a samochodem, przeciął pospiesznie idący przechodzień, który zatrzymał się nagle i wodził wzrokiem po budynku.
Pracownik firmy był uczynny toteż zapytał bez wahania:
- Dzień dobry. Będę jechał samochodem, może pana podwiozę? Dokąd pan zmierza?
Na co ten spojrzał na pytającego i odpowiedział spokojnie:
- Nie wiem. - po czym pomknął szybkim krokiem dalej.
Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Po tygodniu, pracownik zapytał:
- Czy dzisiaj wie pan, dokąd pan zmierza?
- Nie, a powinienem? - odpowiedział podróżny.
- Jeśli chce pan trafić na miejsce, powinien pan wiedzieć.
- Och chłopcze, na pewno trafię kiedy je znajdę. - skwitował z uśmiechem i ruszył dalej.
wtorek, 10 czerwca 2014
Conatus
Jak długo jeszcze mogę?
Wzrok ciężki jak kowadło
i jak światło płomień,
rzucam nim na ścianę.
Myśli jak związane.
W klatkę schowane.
Zwykle płyną wolne,
teraz cierpię za nie -
sumienia spowiedź rewoltę.
Krew nie płynie serca portem,
de profundis post mortem.
niedziela, 8 czerwca 2014
Księga Archiwum Ekstrakcji (fragment II)
Stworzenia te to... <fragment spalony>
...a dosięgnięci uderzeniem wyzuci z... <nieczytelne>.
Jeśli wziąć pod uwagę jedynie zewnętrzną fizjonomię Pustych, nie różnią się zanadto od ludzi. Jedyną lecz zasadniczą cechą różniącą ich od wspomnianego gatunku to oczy - u Pustych czarne, bez śladów bielma czy koloru. Jeśli wierzyć księgom sprzed Ekstrakcji, dawniej oczy miały związek z istnieniem tzw. duszy (rzecz szerzej omawiana w indeksie do odpisów o Starych Bogach).
Karta z rodziału "O gatunkach Ziem Opustoszałych"
Księgi Archiwum Ekstrakcji
środa, 28 maja 2014
Symbioza relacji
Mężczyzna, zależnie od sytuacji, winien stać za kobietą - by pokazywać jej świat, bądź przed kobietą - by ją przed światem chronić.
Kobieta, niezależnie od sytuacji, nie powinna się od mężczyzny wycofywać.
środa, 14 maja 2014
Piąty takt
Podłogę niewielkiego pokoju wypełniały szklane formy, a pośrodku, w czerwonej wykładzinie wycięty nożem krąg z wpisaną dziewięcioramienną gwiazdą.
- Nie... - wyszeptał, jakby chcąc zaprzeczyć temu co widział. Na łóżku leżało ciało zbyt dobrze mu znanej kobiety. Oczy wypełnione były czernią Pustych.
- Nie! - z krzykiem rzucił się w stronę łóżka ale silna ręka zatrzymała go w połowie drogi.
- Ależ tak, chłopcze. Nic już nie możesz zrobić, wybrała mnie. - usłyszał niski, męski głos.
Bohater podniósł wzrok za ręką by dostrzec wysokiego mężczyznę o ostrych, szlacheckich wręcz rysach twarzy, odzianego w biały garnitur z czarną koszulą i okrytego szarym płaszczem. Bezimienny przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać wzroku od niewzruszonej postawy obcego.
- Widzisz... - zaczął mężczyzna - ...ona bardzo Cię potrzebowała ale Ty byłeś daleko. Jak mogłeś jej pomóc będąc daleko? Jak mogłeś dać jej odczuć, że ją kochasz będąc daleko?
Zapytanie ciężko zawisło w powietrzu. Bezimienny choć wiedział, że pytanie skierowano do niego, nie czuł siły by odpowiedzieć. Kim był był ten facet? Skąd to wszystko wiedział?
- Nie mogłeś. Proste. - skwitował obcy - Dlatego wybrała mnie.
Z przerażeniem bohater spojrzał w twarz górującemu nad nim mężczyźnie, jakby nagle dopadła go świadomość z kim ma do czynienia. Ten odwrócił się i oczami o srebrnych tęczówkach przeszył wzrok Bezimiennego. Śnieżnobiały uśmiech znaczny dwoma kłami rozkwitł na jego twarzy.
- Moje imię Vocatus. Czuję, że jeszcze się spotkamy... - dodał pochylając się blisko twarzy bohatera.
- Wiiitaj Sherabito - odezwał się wysokim głosem ognik - znowu koszmar?
- A ty skąd to wiesz? - odpowiedział z przekąsem Bezimienny.
- Ostatnimi czasy częściej wzywasz mnie nocami. Czyżby męczyło Cię coś z czym sobie nie radzisz?
Za natchnienie i inspirację dziękuję Magdalenie. Bez tego, Piąty Takt jeszcze długo leżałby odłogiem.
piątek, 21 marca 2014
Wyplute w nocy
Choć uważam się za szczęśliwego człowieka
To jednak jeden męczy mnie lęk
Obawa przed tym, by się nie obudzić.
Bo bliższe jest to co mnie otacza
Marzeniom sennym i jawom
Niż rzeczywistości, w której zwykłem żyć.
Jeszcze chwilę pragnę śnić,
jeszcze chwilę tutaj być.
Bo w tym śnie mógłbym umrzeć choćby dziś.
środa, 19 marca 2014
Znam jednego
czwartek, 13 marca 2014
Czwarty Takt
- Witaj z powrotem - ledwo usłyszał głos przyjaciela.
- Witaj Aleksandrze. Czy coś się działo pod moją nieobecność?
- Kilku Pustych nie mogących znaleźć swojego miejsca na tym świecie, poza tym - nic wymagającego interwencji. Mamy wyjątkowo spokojną noc.
- To chyba dobrze... - odparł wojownik wydychając powietrze. Opadł ciężko na krzesło próbując uporządkować myśli. Na stole leżała pokaźnych rozmiarów księga, której lekkie stronice z nabożną delikatnością przewracał co chwilę młodzieniec we fraku.
- Znowu czytasz księgę boga Dawnych Dni. Stałeś się ostatnio bardziej sentymentalny niż zwykle Aleksandrze. - zauważył z uśmiechem Bezimienny.
- Nie bądź śmieszny. To nie sentyment, to ciekawość. Fascynujące jest, że tysiącom istnień dawniej ta księga nadawała sens życia, kształtowała myślenie od narodzin aż do... - urwał, podnosząc wzrok z kartek na rozmówcę - ...tak, aż do śmierci.
- W jaki sposób? Jaki sens?
- Widzisz, wtedy ludzie myśleli trochę inaczej. Zupełnie inaczej! Księga mówi o istocie tak potężnej, że będącej poza i ponad wszystkim, ponad światem i materią, a nawet poza Życiem i Śmiercią. Istota, która stworzyła cały ten świat, ukształtowała i dała życie oraz ustanowiła wszelkie prawa. Kochała ona całe swoje stworzenie, w szczególności ludzi i właśnie Miłość dana przez tę istotę była celem i sensem ludzi.
- Miłość... - Sherabita pogrążył się w myślach. To jedyny demon, którego nikt nie widział od czasu Wielkiej Ekstrakcji, a jednak ślady jej istnienia są niezaprzeczalne.
- Dokładnie, Miłość.
- Przeczytaj mi proszę fragment z tej księgi.
Aleksander prędko zapuścił się między stronice szukając odpowiedniego fragmentu, szepcząc coś pod nosem. Po chwili odchrząknał i wyrecytował:
"Mówienie zawsze jest wysiłkiem
i niczego człowiek nie zdoła powiedzieć do końca.
Nie nasyci się oko patrzeniem
ani ucho nie napełni się słuchaniem.
To, co było, będzie znowu,
czyn już dokonany znowu trzeba będzie podjąć,
nic więc nowego nie ma pod słońcem."
- To jeden z moich ulubionych fragmentów - dodał po chwili milczenia.
- Piękne to, co przeczytałeś Aleksandrze. Zadam Ci jedno pytanie tylko.
- Słucham - odpowiedział.
- Czy uważasz, że ta istota naprawdę gdzieś jeszcze istnieje?
Zapadł długi moment ciszy, tak przejmujący jak woda, która ogarnia tonącego. Mężczyźni patrzyli sobie w oczy jednak ich wzrok spotykał się gdzieś w pustej przestrzeni między nimi, jak gdyby w milczeniu oboje rozważali odpowiedzi na pytanie. Czas zdawał się rozciągać gdy wreszcie Aleksander spuścił wzrok z powrotem na papier księgi.
- Nie wiem... - wyszeptał załamującym się głosem, a kartki znaczyły się kolejnymi, ciemnymi kręgami kropel.
Fragment z Biblii Tysiąclecia, Kohelet 1, 8-10
poniedziałek, 3 marca 2014
Księga Archiwum Ekstrakcji <fragment>
Odrzuć Czas
Poczucie mas.
Wszystko to,
co znałeś i znasz.
Utnij świadomości nić.
Śpij.
Baw się Ogniem,
miotaj Wiatrem.
I kamiennym Ziemi miastem
wstrząśnij Wody fal namiastką.
Póki nie zostanie nic -
Śpij.
Gdy runie horyzont,
gdy runą przestworza
odnajdziesz szczyt góry
wśród Gniewnego Morza.
Tam czeka przeciwnik, który nigdy nie śpi,
leczy Ty - Śpij.
Walcz z sobą by pozostać sobą.
Utrać rozum, by odzyskać ład.
Naucz się umierać żeby móc żyć,
naucz się śnić żeby móc spać.
- III Inkantacja Medytacji Sherabitas
czwartek, 23 stycznia 2014
Trzeci Takt
Noc była ciemna i żadne światło jej nie przenikało poza delikatnym blaskiem bielma oczu Wojownika. Żadna gwiazda nie zaszczyciła obecnością czarnego nieboskłonu i tylko z północnym wiatrem walczył uparcie stawiając kolejne kroki na mętnym gruncie szarego piasku.
Podmuch zdawał się ciskać chłodem i ciemnością w każdym kierunku, a ilekroć uderzał w Bezimiennego, ten angażował resztki sił by wymachiwać pięściami jak gdyby chciał wdać się z wiatrem w bójkę. Był wyczerpany. Kolejne, ciężko stawiane kroki znaczone były pojedynczymi kroplami wody spadającymi z policzków gdzie kres miały srebrne potoki ciągnące z oczu.
Wojownik płakał. Wycie wiatru kontrował swoim krzykiem, byle słyszeć swoją obecność, byle zachować świadomość. Żywioł zdawał się nieść na swych skrzydłach delikatny, dźwięczny, kobiecy śmiech wprost do jego uszu.
Krzyczał w agonii, nie umiejąc rozróżnić co pochodzi z jego głowy, a co faktycznie słyszy. Nieufność do zmysłów zacierała granice więzienne Szaleństwa, które coraz głośniej szamotało się w swojej klatce wewnątrz Niego.
- Kim jesteś? Czemu mi to robisz? - artykułował w krzyku, ściskając głowę rękoma jak gdyby chciał wycisnąć z niej źródło bólu tak jak wyciska się drzazgę ze skóry. Nie wiedział co się z nim dzieje, utracił kontrolę. Pulsującym bólem odezwało się prawe oko. Obraz zaszedł lekką mgłą. Odruchowo sięgnął ręką przykładając dłoń, którą po chwili cofnął z sykiem bólu. Wnętrze dłoni miał poparzone - oko płonęło czarnym ogniem.
- Nie! Nie ja! Nie teraz! Nie...AAAAAAAA! - kolejny krzyk zagrzmiał z wiatrem. Lewą ręką teraz, Sherabita jak gdyby dociskał prawe ramię do torsu chcąc utrzymać je na miejscu. Pod skórą mięśnie i kości zdawały się kształtować według własnej myśli, zniekształcając jego ramię karykaturalnie.
- Dlaczego? DLACZEGO?
Nogi podnosił teraz ociężale i z trudem pokonywał następne kroki. Po kilku metrach upadł na kolana zwiększając głowę w dół. Nie widział już nic, oczy zaszły czarnym płomieniem. Na grzbiecie zaczęły pojawiać się deformacje ekstrakcji. Bezwzględny ból palił całe jego ciało. Krew ciekła teraz z jego oczu. Zaczął szeptać. Uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- To tu? Teraz? W takim stanie chcesz mnie zobaczyć?
Kręcił nieznacznie głową jak gdyby czemuś zaprzeczał. Niebo zachodziło ołowianą szarością świtu. Ogniki w oczach zaczęły jakby niespokojnie skakać coraz wyżej.
- Nie tak to sobie wyobrażałem ale jeśli tego chcesz, przyjdź proszę...przyjdź i ocal mnie.
Kiedy ognista kula zza horyzontu cisnęła pierwsze swe promienie na Sherabitę, ten rozrzucił ręce na boki i pustym, płonącym wzrokiem spojrzał wprost w Kulę Ognia przed sobą krzycząc:
- Weź mnie ze sobą...PRZYJDŹ I OCAL MNIE!
...
Obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Czucie przyszło gwałtownie w całym ciele. Syknął przez zęby z bólu sięgając ręką do twarzy. Poczuł, że oczy ma przewiązane bandażem. Czuł przenikliwy chłód.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi by wystawiać się na wschodzącą Kulę Ognia. - usłyszał z nad głowy znajomy głos. Chciał podnieść się i rozejrzeć za przyjacielem ale silna dłoń w aksamicie docisnęła go z powrotem do łóżka.
- Czy...Ona..? - próbował wydobyć z siebie Wojownik ale to co usłyszał wcale nie brzmiało jak jego głos. Było nieludzko zniekształcone, jak gdyby mówił trzema różnymi głosami, a każdy na innym poziomie.
- Nie, nie było jej tam jeśli o to pytasz. Nie znalazłem wokół żadnych śladów jej obecności. Przykro mi. Odpocznij lepiej, nie wysilaj się.
Czyli nie przyszła - pomyślał - nadal żyję.
Wiedział, że miała rację w tym. Nadal miał do wykonania misję. Nie mógł darować demonowi tego co zrobił.
c.d.n.