Kiedy tak siedzę sobie sam w swoim pokoju, z wzmacniacza bucha decybelami muzyka wypełniająca całą przestrzeń powietrzną od okna aż po drzwi, nie pozwalając przeniknąć żadnym dźwiękom z zewnątrz, gdzie bawi się moja siostra z koleżankami, i zdaję sobie sprawę, że siedzę sam ze swoim nastrojem. Dociera do mnie jak bardzo oczekuję drugiego człowieka. Chcę tu kogoś do kogo mógłbym otworzyć usta i kto otworzyłby się do mnie. Ale siedzę, odseparowany barierą dźwięku i ścian od reszty świata uświadamiając sobie jak bardzo uzależniony jestem. Od ludzi. Czuję się jak narkoman, którego nie stać na kolejną działkę. Nie mogę jej kupić, nie chcę jej kupić, a mimo to tak bardzo jej pożądam. Czym się różnią pożądania ciała i ducha? Które są gorsze? Wobec których pożądań jestem słabszy? Czy dopiero teraz zostaję sam albo, co gorsza, czy dopiero teraz jestem sobą? Czym się objawia "jestem sobą"?
Odpowiedzi brak. A zatem pakuję pytania w walizkę i stwierdzam: muszę wyjechać.
niedziela, 27 maja 2012
poniedziałek, 21 maja 2012
O wędrowaniu
Kolejny cytat. Z tej samej książki ale tak to jest kiedy czyta się drugi raz całą serię ( a "Pan Lodowego Ogrodu zdecydowania na to zasługuje!) i odkrywa się sedno między akapitami. Jak na przykład cytat poniżej. Prosto, a jak esencjonalnie.
"Najbardziej lubię te momenty, kiedy po prostu wędruję. Marsz daje mi rzadko spotykane na Ziemi poczucie wolności. Jest w tym coś pierwotnego, co zamieszkuje obszary mózgu przeznaczone dla zamierzchłych instynktów, sprzed epoki przepisów, opiekuńczych procedur i instytucji kontrolnych. Oto człowiek wędruje przed siebie. Idzie, gdzie chce, śpi tam, gdzie dopadnie go noc. Całe życie zaczyna się ograniczać do teraźniejszości, całe planowanie do jednej doby. Trzeba przeżyć noc, wiedzieć, co zje się jutro i dokąd się udać. Wszystko co dalej, to już abstrakcje bez większej wartości praktycznej.
Zatem idę. Przez dziewiczy las pokrywający góry. Omijam bardziej wydeptane trakty, korzystam z wąskich ścieżek, czasem najwyraźniej użytkowanych przez zwierzęta, z górskich potoków, gdzie można wędrować żwirowym brzegiem lub skakać po kamieniach. Czasem przedzieram się na przełaj przez las..."
"Pan Lodowego Ogrodu" Jarosław Grzędowicz
"Najbardziej lubię te momenty, kiedy po prostu wędruję. Marsz daje mi rzadko spotykane na Ziemi poczucie wolności. Jest w tym coś pierwotnego, co zamieszkuje obszary mózgu przeznaczone dla zamierzchłych instynktów, sprzed epoki przepisów, opiekuńczych procedur i instytucji kontrolnych. Oto człowiek wędruje przed siebie. Idzie, gdzie chce, śpi tam, gdzie dopadnie go noc. Całe życie zaczyna się ograniczać do teraźniejszości, całe planowanie do jednej doby. Trzeba przeżyć noc, wiedzieć, co zje się jutro i dokąd się udać. Wszystko co dalej, to już abstrakcje bez większej wartości praktycznej.
Zatem idę. Przez dziewiczy las pokrywający góry. Omijam bardziej wydeptane trakty, korzystam z wąskich ścieżek, czasem najwyraźniej użytkowanych przez zwierzęta, z górskich potoków, gdzie można wędrować żwirowym brzegiem lub skakać po kamieniach. Czasem przedzieram się na przełaj przez las..."
"Pan Lodowego Ogrodu" Jarosław Grzędowicz
niedziela, 20 maja 2012
Rzeczy
"-A Ty? Czego chcesz?
Zastanawiam
się. Chcę zabić van Dykena. Z różnych powodów. Chcę swój miecz...
Przede wszystkim chcę wrócić po moje rzeczy i Jadrana. Ale czy tego chcę
naprawdę? Chcę znaleźć moich rozbitków i zakończyć misję. Chcę wrócić na
Ziemię i odszukać Deirdre. Czy jest jakaś jedna rzecz, której chcę?
Jedna, która ma znaczenie? Zrobić swoje i zachować człowieczeństwo?
Mgłę
wokół mnie ścina kolczasty mróz, jakaś niewidzialna siła szarpie skały,
wyrywa kamienie, które szybują w górę, spadają martwe, rozkrzyżowane
kruki. Zabici wojownicy zaczynają gramolić się na nogi, chwytają się za
głowy i krzyczą okropnymi, martwymi głosami. Wśród gotującej się
lodowatej mgły wysnuwają się zmiennokształtne widma. Deirdre, van Dyken,
potem koń z głową kruka. I wszystkie krzyczą.
- Dosyć! - wrzeszczy Hatrun. - Jedna rzecz! Nie możesz chcieć wszystkiego!
Tornado ucicha. Tylko mgła snuje się jak przedtem.
- Spójrz! - woła Hatrun, wyciągając do mnie rękę. - Czym jest jabłko?
- Owocem – odpowiadam tępo.
- Głupcze! Czym jest!
Przygląda
się swojej dłoni, jakby widziała ją po raz pierwszy. Patrzy i mówi, ale
teraz nie rozumiem ani słowa. Ciąg monotonnych wyrazów. Nie brzmią jak
zaklęcia, raczej jakby ostentacyjnie opowiadała o jabłku. Ale w jakimś
dziwnym języku. Trwa to przez chwilę, aż w jej tyradzie słów zaczynają
pojawiać się zrozumiałe słowa:
- ...cukru... skóra... - i znowu bełkot – cośtam... cośtam... wody... cośtam...
Jej dłoń pokrywa się szronem, igły lodu otaczają kręgiem stopy. Trawa rozsypuje się w proch. Lekko drży ziemia.
A potem w krótkim, podobnym do wyładowania błysku pojawia się jabłko.
To
znaczy: jabłko... W rzeczywistości jego tutejszy odpowiednik. Owalny
owoc o ciemnozielonej, połyskliwej skórce pokrytej pomarańczowymi
cętkami.
Jednak leży na dłoni Hatrun, pachnie i lśni. Jak to we śnie.
- Teraz Ty! - woła Hatrun. - Czym jest jabłko? Czyżbyś nie wiedział?
Męczą
mnie te mityczne bzdury. Mam znaleźć sedno bycia jabłkiem? Istotę
jabłkowości? Tao szarlotki? Sam mam stać się jabłkiem? Jabłonią, Boże
uchowaj?
Uderzenie
spada nam mnie znikąd, jest niczym wyładowanie paralizatora i zmiata
mnie na ziemię, pomiędzy trupy, skały, kości i potrzaskane miecze.
- Głupcze! Chciałeś zmienić siebie czy przywołać jabłko?! Powstań. Powstań i wyciągnij rękę.
Powstaję
i wyciągam rękę. Czym jest jabłko? Przypominam sobie jabłka: żółte,
czerwone i zielone, czuję w nozdrzach zapach jabłek, dotyk woskowatej
skórki, biały, jędrny miąższ zgrzytający w zębach, sok.
Dostaję
skurczu szczęk, coś kwaśnego wypełnia mi usta, krztuszę się, po czym
spada na mnie kolejne wyładowanie. Skarcony, gramolę się na nogi i
posłusznie wyciągam rękę. Coś mi mówi, że to nie jest taki zwykły sen.
- Czym jest jabłko? - powtarza cierpliwie Hatrun."
Wędrówki ciąg dalszy...
No cóż, witam w nowej odsłonie.
Wędrówki słowa, filozofii, cytatów i wszelakich wypaczeń mojej główki ciąg dalszy.
Nie jest to jeszcze dopracowane, brakuje paru elementów, np. linków itp. ale w zamian, mam nadzieję, pojawią się nowe. Być może zdjęcia, kto wie.
No ale należy się w sumie słówko wyjaśnienia. Na przeniesienie bloga miało wpływ kilka czynników. Głównym były moje utarczki z serwisem Onet. Nie chcę tu robić antyreklamy ale ilość nerwów jakie straciłem przez ostatni miesiąc użerając się z błędami, kasowaniem postów, problemami z edycją zwyczajnie przepełniły czarę goryczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)