sobota, 25 maja 2013

Ogień

UWAGA!
U NIEKTÓRYCH POST TEN MOŻE WYWOŁAĆ NEGATYWNE EMOCJE WZGLĘDEM MOJEJ OSOBY. PONIEWAŻ MNIE TO SZKODY NIE ROBI, DLA WŁASNEGO KOMFORTU EMOCJONALNEGO, MOŻE PO PROSTU TEGO NIE CZYTAJCIE.

"Przyszedłem rzucić ogień na ziemi i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął"
Łk 12,49

Nie wiem skąd to się bierze, ale mam takie chwile kiedy świadomie, bardzo świadomie, obserwuję z niekłamaną radością wizję, swoiste imago w moim umyśle. Nie byle jakie imago, ale to jedno, bardzo konkretne.
Kiedy to wznoszę się na swoich skrzydłach nad swój dom. Robię zamach i widzę więcej. Całe miasto i okolice. Zamach, byle wyżej. Ot rozpościera się cały kraj! Zamach! Wyżej! I jeszcze więcej widzieć. Tylko po to, by po prostu patrzeć jak płonie świat. Ja wiem, to oklepany internetowy frazes. Ale mnie chodzi o dosłowne tego znaczenie. Widzieć jak nasz glob staje w ogniu. Jak parują zbiorniki wodne, a ziemia wyjaławia. Mieć przed oczami skaczące płomienie, a w uszach krzyki umierających. Patrzeć na śmierć milionów. Niech pęka ziemia, niech walą się budynki i gęstnieje powietrze od pyłu i popiołu!
Niech dopełni się oczyszczenie!

No bo czym my jesteśmy...?
Odkryłem świat i przepełniła mnie radość.
Odkryłem, że mam myśl i popadłem w strach.
"Wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie".