Między myślą, a słowem
Paradoks. Humor. Zmiana.
piątek, 8 stycznia 2016
Zapomniany smak
niedziela, 30 listopada 2014
Dziewiąty Takt
czwartek, 30 października 2014
Ósmy Takt
- Mówię wam: pokażcie się! - wykrzyczał w pustkę drogi przed sobą. Odpowiedziała mu cisza. Obudzeni spojrzeli na niego przerażeni – jak on śmie krzyczeć! Czy nie powinien wiedzieć najlepiej czym to grozi? Po chwili ich uwagę jednak odwrócił ruch pomiędzy drzewami na skraju drogi. Wyłaniały się z nich kolejne humanoidalne postacie - odziani w podarte spodnie, ledwo wiszące na ramionach koszule i nakrycia głowy; każdy ściskał na wpół zardzewiałe narzędzie lub broń – nóż, topór lub po prostu stalowy pręt. Z głęboko osadzonych oczodołów zionęła czarna pustka. Ale nie to wzbudzało największą obawę ludzi. Obcy budzili jednocześnie wstręt i niepokój. Wyglądem przypominali włóczęgów ale ich skóra pokryta była drewnianymi bruzdami, większymi lub mniejszymi tu i ówdzie, jak gdyby zasklepionymi ranami, a wokół nich roztaczała się przenikliwa, nienaturalna woń. Czym oni są? - niemo poruszały się wargi podróżnych, obserwujących rosnącą liczbę stworzeń.
wtorek, 8 lipca 2014
Siódmy Takt cz. II
sobota, 5 lipca 2014
Siódmy takt cz. I
Wiatr huczał nisko w szparach miedzy deskami zabitej framugi, nasilając się do gwizdu przy każdym silniejszym podmuchu. Mimo to, od wzejścia Kula Ognia gorała nad dachem drewnianej chaty i powietrze w środku było duszne i zawiesiste. Rosły mężczyzna w mokrej od potu koszuli zataczał koło po pokoju, przecierając nerwowo dłonią wilgotną twarz i krótkie jasne włosy.
- Możesz wreszcie usiąść? - rzucił inny, siedzący w rogu facet.
- Próbuję się uspokoić, dobra? - odparł tamten, przystając na chwilę.
- I jak ci idzie?
- Zejdź ze mnie Denett, co? Chcę jakoś zrozumieć co się właśnie stało, a ty nie pomagasz.
- Do cholery Jorg, a co tu jest do rozumienia? Ten facet nas ocalił i to się w tym momencie liczy! Oraz to co dalej z tym zrobimy! - krzyknął i wstając, dla podkreślenia swoich słów, wskazał dłonią na nieprzytomnego Wojownika.
- Możecie się obaj zamknąć? - odezwała się nagle kobieta siedząca przy łóżku, na którym leżał. Długie, rude włosy miała związane z tyłu w kucyk. Choć wyraz twarzy miała teraz surowy, z jej oczu emanował tak gniew jak i zmartwienie. Całe zdarzenie obserwował znad książki Aleksander, nie odzywając się ani słowem. Siedział na krześle przy głowie Sherabity, wertując niby od niechcenia swoją księgę boga Dawnych Dni.
- Wasze durne sprzeczki są w tym momencie naprawdę zbędne. - ucięła, kiedy zorientowała się, że wszyscy w pokoju skierowali na nią wzrok.
- Ma rację. Odpoczywajcie. Zbierajcie siły. Na decyzje przyjdzie czas kiedy Bezimienny dojdzie do siebie. - cichym głosem dodał Aleksander nie podnosząc wzroku znad kart księgi. Mężczyźni po chwili rozeszli się i usiedli. Młodzieniec spojrzał na przyjaciela, który blady od skrajnego wyczerpania oddychał teraz powoli.
"Siedemnastu spoczęło od twoich mieczy. Sześciu nie przeżyło emanacji Animu. Siedmiu Obudzonych czeka na poprowadzenie. Lepiej wracaj w pełni sił..." - myślom w głowie Kreatora towarzyszył jego długi oddech.
Ciszę wypełniało tylko kilka zdysharmonizowanych ze sobą oddechów śpiących w pokoju ludzi. Po chwili spośród nich wybił się szelest materiału i stęknięcie kiedy Sherabita usiadł na łóżku. Kilku spojrzało w jego stronę, kobieta rzuciła się gwałtownie obejmując go w klatce piersiowej.
- Lil! Proszę, daj mu odetchnąć... . - zwrócił się do niej Aleksander wstając z krzesła. Rudowłosa puściła Wojownika zmieszana.
- Jak się czujesz Bezimienny? - zapytał młodzieniec.
- Lepiej, dziękuję... - mówił powoli i zmęczonym tonem. Podniósł ręce i wpatrywał się w swoje dłonie, zaciskając je i puszczając na przemian.
- Kim są Ci ludzie? - spytał nie podnosząc wzroku.
- To Obudzeni. Puści, którzy pod wpływem wyemanowanego przez ciebie Animu odzyskali energię i panowanie. Nie sądziłem, że to możliwe.
- Czy ja...? - zwątpienie zachwiało pytaniem Wojownika.
- Mogło się to dla Ciebie skończyć ekstrakcją lub śmiercią, kretynie.
- Rozumiem... - wydusił. - Aleksandrze, gdzie znajduje się najbliższy bastion?
- W Tan-Shafher. Prowadzi go zgromadzenie Sinistratów. - bez wahania odparł Kreator.
- Tam wobec tego wyruszymy.
Kilku ludzi podniosło się ze swoich miejsc.
- Ale... - ktoś zaczął.
- Ruszamy tuż po zachodzie. - uciął bohater.
czwartek, 26 czerwca 2014
Szósty Takt
Szybko odnalazł obecność silnego już Animu. Stanął przed bezkształtem nieustannie wijących się płomieni, zapadających, to znów eksplodujących; swą dzikością pożerały same siebie by rosnąć w siłę, będąc wiecznie gorejącym chaosem samonapędzającej się potęgi, która raz pchnięta staje się nie do zatrzymania.
Ogień zahuczał groźnie kiedy wojownik stanął przed nim.
- Przyszedłeś! Czego tu chcesz? Zgasić mnie, tak? Stłumić mnie, tak? Po to tu jesteś? ODPOWIEDZ!
Zagrzmiał razem z poniesionym echem ale żadna odpowiedź nie padła. Płomienne wije pełzły w kierunku bohatera.
- Nie masz takiej siły! - syczał dalej - NIE ZATRZYMASZ PONIESIONEGO ŻARU!
Pogłos jeszcze chwilę niósł potężny krzyk. Ciszę wypełniał tylko szum palącej się istoty.
- Nie zamierzam. - rzekł wreszcie cicho Sherabita. - Nie dzisiaj.
Na te słowa Anim nie odpowiedział, analizując ich znaczenie.
- Jesteś mi teraz potrzebny. A więc płoń.
- Tak...! - z rosnącym podnieceniem rozżarzył się jaśniej Anim.
- TAK! TAK! TAK! - jak echo słyszał w głowie bohater.
- Nie... - szepnął Aleksander.
Kiedy wojownik otworzył oczy, kolor jego zawirował na czerwono i całe stanęły w ogniu, skacząc żywo nad brwi. Ciemność wokół jego ostrzy przybrała kształt ostro zarysowanych płomieni. Stawiając wolne lecz twarde kroki, stanął w końcu kilka centymetrów od drzwi prowadzących na zewnątrz, wbijając w nie wzrok, jak gdyby przez nie widział i cierpliwie czekał na to co ma nadejść. Zza drzwi dochodziły odgłosy kroków, szmer martwych liści na kamieniu otaczającym dom, kopnięty tu i ówdzie przedmiot, wreszcie skrobanie w ściany i ciche pojękiwania. Trzask drewna i głośny jęk Pustego wybiły się ponad tę symfonię, kiedy Sherabita przebił ostrzem drzwi przeszywając jednego z nich. Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy wojownika.
Wyrzucone nieznaną siłą, drzwi wyleciały z futryny drewnianego domu, posyłając wiszące na nich ciało kilka metrów dalej. Zgromadzeni przy domu Puści zastygli na chwilę w miejscu, zainteresowani nagłym poruszeniem.
- Bezimienny, przecież...przecież to mogą być twoi rodzice! - krzyknął.
sobota, 21 czerwca 2014
Nie-cel
Pewien człowiek, żyjący w dużym mieście, każdego dnia w godzinie popołudniowej kończył swoją pracę w dużej firmie i wychodził przed budynek gdzie miał zaparkowany samochód. Któregoś dnia jego drogę między drzwiami firmy, a samochodem, przeciął pospiesznie idący przechodzień, który zatrzymał się nagle i wodził wzrokiem po budynku.
Pracownik firmy był uczynny toteż zapytał bez wahania:
- Dzień dobry. Będę jechał samochodem, może pana podwiozę? Dokąd pan zmierza?
Na co ten spojrzał na pytającego i odpowiedział spokojnie:
- Nie wiem. - po czym pomknął szybkim krokiem dalej.
Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Po tygodniu, pracownik zapytał:
- Czy dzisiaj wie pan, dokąd pan zmierza?
- Nie, a powinienem? - odpowiedział podróżny.
- Jeśli chce pan trafić na miejsce, powinien pan wiedzieć.
- Och chłopcze, na pewno trafię kiedy je znajdę. - skwitował z uśmiechem i ruszył dalej.