środa, 28 maja 2014

Symbioza relacji

Mężczyzna, zależnie od sytuacji, winien stać za kobietą - by pokazywać jej świat,  bądź przed kobietą - by ją przed światem chronić.
Kobieta, niezależnie od sytuacji, nie powinna się od mężczyzny wycofywać.

środa, 14 maja 2014

Piąty takt

Biegł. Nie czując zmęczenia, wyrzucał przed siebie na przemian lewą i prawą nogę, byle dalej, byle szybciej! Nie mógł się spóźnić. Praca rąk, oddech - bieg! Czuł presję - permanentny, świadomy nacisk na świadomość, że musi się spieszyć, inaczej stanie się coś złego...bardzo złego. Potykając się o dziury w betonowych płytach wbiegł w zakręt. Przed sobą, na końcu drogi dostrzegł samotny dom, kontury budowli były mu znajome - prosta, dwupiętrowa bryła z balkonem. Puścił się pędem mijając pozostałe budowle i stal na kołach. Kiedy dobiegł, na bezdechu pokonał schody by zastać otwarte drzwi. Niepokój narastał. Bez zastanowienia wparował do sieni skąd wypadł prosto na schody prowadzące na piętro, mijając kuchnię i salon. Tak jak pamiętał, na piętrze korytarz, zwrot w lewo i na końcu drzwi z małym progiem... .
Podłogę niewielkiego pokoju wypełniały szklane formy, a pośrodku, w czerwonej wykładzinie wycięty nożem krąg z wpisaną dziewięcioramienną gwiazdą.
- Nie... - wyszeptał, jakby chcąc zaprzeczyć temu co widział. Na łóżku leżało ciało zbyt dobrze mu znanej kobiety. Oczy wypełnione były czernią Pustych.
- Nie! - z krzykiem rzucił się w stronę łóżka ale silna ręka zatrzymała go w połowie drogi.
- Ależ tak, chłopcze. Nic już nie możesz zrobić, wybrała mnie. - usłyszał niski, męski głos.
Bohater podniósł wzrok za ręką by dostrzec wysokiego mężczyznę o ostrych, szlacheckich wręcz rysach twarzy, odzianego w biały garnitur z czarną koszulą i okrytego szarym płaszczem. Bezimienny przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać wzroku od niewzruszonej postawy obcego.
- Widzisz... - zaczął mężczyzna - ...ona bardzo Cię potrzebowała ale Ty byłeś daleko. Jak mogłeś jej pomóc będąc daleko? Jak mogłeś dać jej odczuć, że ją kochasz będąc daleko?
Zapytanie ciężko zawisło w powietrzu. Bezimienny choć wiedział, że pytanie skierowano do niego, nie czuł siły by odpowiedzieć. Kim był był ten facet? Skąd to wszystko wiedział?
- Nie mogłeś. Proste. - skwitował obcy - Dlatego wybrała mnie.
Z przerażeniem bohater spojrzał w twarz górującemu nad nim mężczyźnie, jakby nagle dopadła go świadomość z kim ma do czynienia. Ten odwrócił się i oczami o srebrnych tęczówkach przeszył wzrok Bezimiennego. Śnieżnobiały uśmiech znaczny dwoma kłami rozkwitł na jego twarzy.
- Moje imię Vocatus. Czuję, że jeszcze się spotkamy... - dodał pochylając się blisko twarzy bohatera.

...

Wdech! Gwałtowny jak u tonącego, który chce wrócić nim do życia, tak przebudzony z koszmaru chce wrócić do rzeczywistości. Chwilę jeszcze patrzył w ścianę przed sobą oddychając szybko, by po chwili zanurzyć twarz w dłoniach. Przetarł spocone czoło i odrzucając płachtę, którą był okryty, wstał z łóżka. W zawiesistej ciszy i ciemności pokoju, bez większego namysłu nakreślił na drewnianym stole kredą niewielki krąg, wypełnił rozetą i otoczyli sigilami ochronnymi. Podniósł mały nóż i upuścił do środka kręgu kilka kropel krwi, które po chwili zadymiły i zapłonęły czarnym ogniem.
- Wiiitaj Sherabito - odezwał się wysokim głosem ognik - znowu koszmar?
- A ty skąd to wiesz? - odpowiedział z przekąsem Bezimienny.
- Ostatnimi czasy częściej wzywasz mnie nocami. Czyżby męczyło Cię coś z czym sobie nie radzisz?
- Nie twój cholerny interes. - uciął wojownik. W pokoju zawisła niezręczna cisza.
- Czy takie zachowanie przystoi jednemu z Sherabitas? - padło bezpośrednio po kilku minutach.
- Stul pysk! -  wrzasnął bohater wymierzając kopnięcie, które posłało pęknięty stół na przeciwległą ścianę. Przez pokój poniosło się echo chichotu ognika, który po chwili zniknął. Wojownik został sam, dysząc ciężko, wsparty rękami o kolana. Podniesiony uderzeniem pył naznaczył swoją obecność w powietrzu ciężkimi kłębami. Po chwili do pokoju wparował Aleksander.
- Co się stało? Czyś ty do końca oszalał? - syczał w półkrzyku - Wiesz co narobiłeś?
Przyjaciel młodzieńca stał milczący, z włosami opadającymi na twarz i oddychał ciężko.
- Teraz musimy się stąd wynosić! - krzyknął kreator. 
- Nigdzie nie idę - odpowiedział bohater.
- Ale za chwilę będzie tu cała zgraja Pustych! O innych nawet nie wspomnę, sam dobrze wiesz, że...
- Niech przyjdą... - syknął sherabita biorąc miecze do rąk - ...wyrżnę ich wszystkich!

c.d.n.

Za natchnienie i inspirację dziękuję Magdalenie. Bez tego, Piąty Takt jeszcze długo leżałby odłogiem.