środa, 18 grudnia 2013

Drugi Takt, cz. II

Wchłonięty przez ciszę własnych myśli, stał teraz pośrodku przestrzeni zamkniętej czarnym sklepieniem. Bezkres bezdźwięcznej pustki, choć przytłaczający, emanował spokojem. Gdzieś w oddali rozdarł się pojedynczy grzmot niepewności gdy otworzył oczy żeby zorientować się w sytuacji. Wewnętrzne Sanktuarium – pomyślał – muszę zachować kontrolę...
Impulsy ulgi spłynęły z barków wojownika pod naciskiem obcego dotyku.
- Nie męczy Cię to? - usłyszał. Kobiecy głos, słodki i ciepły, zdawał się współgrać z czułym masażem.
- Te wszystkie walki, całe to poszukiwanie...musisz być strasznie zmęczony.
Delikatny dotyk smukłych dłoni sunął po jego piersi kiedy stanęła przed nim. Choć niższa niż Bezimienny, stała teraz na tyle blisko by z jej odsłoniętego karku uderzył go słodki, kojący zapach, którego choć nie umiał określić, nasuwał jedno skojarzenie – rozkosz. Ciemnozłote włosy, z tyłu upięte w niedbały kok, z przodu częściowo skrywały jej uwodzicielskie spojrzenie niebieskich oczu, które wędrowało między jego oczami, a miejscem gdzie kierowała swą rękę. Całe jej ciało, delikatne jak błękitny jedwab, którym była skąpo okryta, przeszło subtelnym dreszczem. Choć krótka, chwila ta była jak spektakl pożądanego piękna. Jej oddech nagle jednak się urwał, a przerażone spojrzenie spotkało się z twardym wzrokiem mężczyzny. Złapał ją za nadgarstek ręki, która sięgała do pasa jego szaty. Ta szybko wplotła drugą dłoń w jego włosy i zbliżyła twarz do jego twarzy.
- Przecież mnie pragniesz, widzę to w...
- Nie – uciął twardo. Wzdrygnęła się lekko.
- Kłamiesz – wycedziła – wszyscy mnie pragniecie. Beze mnie...
- Nie – powtórzył. Otworzyła szerzej oczy, jak gdyby w niedowierzaniu.
- Ale...jestem piękna. Jestem jedyna. Czemu... - głos jej zadrżał.
- Nie jesteś Nią – powiedział, tym razem łagodniej. Uwolnił jej rękę i przytulił całą do siebie.
- Ale... - cicho, w niedowierzaniu powtarzała.
Poczuł jak koszula na jego piersi moknie od jej łez.
- Dziękuję – wyszeptał. W tym momencie jej sylwetka zmieniła się w wodę i powoli zniknęła z ramion wojownika.
Tak Sherabita ukoił Pożądanie.



niedziela, 24 listopada 2013

Szczyty

Takie jedno ciekawe spostrzeżenie o charakterze mądrościowym.
Wszystko do czego dążysz - sukcesy, pieniądze, miłość, szczęście - są jak szczyt góry. Wzbudzają zachwyt, radość, pragnienie, pożądanie i napędzają do działania. Angażujesz więc wszystkie siły by tam dotrzeć, by zdobyć ten upragniony wierzchołek. I idziesz. Pokonujesz niejedną trudność, spotykasz niejednego człowieka, mijasz wspaniałe widoki ale skupiony jesteś cały czas na tym jednym widoku - na szczycie.
W końcu docierasz. Wydychasz powietrze i trud wędrówki, ocierasz pot z czoła, uśmiechasz się do siebie, zadowolony z tego co osiągnąłeś i...?
Dalej jesteś tam gdzie chciałeś być. Ale poza tym - nie ma tu nikogo i niczego. A Ty stoisz w miejscu i zaczynasz marznąć. Po chwili zdajesz sobie sprawę z tego, że to co najlepsze, tak naprawdę zostało za Tobą. Cała wędrówka i wszystko co się z nią wiązało. Chwile, trudy, małe zwycięstwa, ludzie i widoki. Jak mało uwagi temu poświęciłeś z zadartą głową wpatrzony w ów wierzchołek? A przed Tobą droga tylko w dół...
Wniosek metafory jest jeden i prosty - świadomość chwili. Miej cel, bo to on kreuje drogę ale bądź świadom każdego kroku, który Cię do tego celu prowadzi, bo tylko stawiając jeden za drugim jesteś w stanie osiągnąć to, co chcesz osiągnąć. Ilość złożona w całość i całość złożona z ilości.
Proste pytania - proste odpowiedzi.
Kto? Gdzie? Kiedy?
Ja. Tu i teraz.

sobota, 19 października 2013

Ostatnią

Zaczynam rozumieć
Co w języku poetów znaczyło szaleństwo.
Przełykam gorzki tonik
Tłumacząc się pragnieniem.
Zlekceważyłem niebezpieczeństwo
Rozsądek gdzieś zanikł
W labiryncie emocji
Szukam wyjścia, którego nie chcę

Czuję nostalgię
Za czymś, czego nigdy nie miałem
Jeśli przyjdziesz
Przyznam, że tego chciałem
Bo jesteś ostatnią myślą
Zanim wkroczysz w mój sen
I pierwszą w mej głowie
Gdy zaczynam nowy dzień






poniedziałek, 14 października 2013

Drugi Takt, cz. I


Smukłe dłonie skryte w aksamicie białych rękawiczek, z wyuczoną precyzją i lekkością ułożyły owinięty w materiał pakunek na stole. Nim jeszcze odjął ręce, posłał Bezimiennemu twarde spojrzenie. Jakby na znak zrozumienia, tamten przytaknął.
Kiedy wreszcie odsłonił płótno, oczom wojownika ukazały się dwa bliźniacze miecze, zwrócone do siebie ostrzami. Bez wyraźnie zaznaczonego jelca, głownia stanowiła przedłużenie rękojeści, oplecionej li cienkim sznurem. Płaskie ostrze, równe na całej długości, płaz bez zbrocza i ścięty czub z otworem, w kształcie odwróconej łzy, na końcu. Nie konstrukcja jednak budziła największe zainteresowanie Bezimiennego. Leżące przed nim miecze wykute były ze stali tak czarnej iż zdawały się pochłaniać światło. Gdzieś na obrzeżach jego świadomości zaczęły warczeć na siebie psy strachu i ekscytacji. Przeniósł wzrok na młodzieńca za stołem.
- To naprawdę są...?
- Ekstraktory. Dokładnie tak. - odpowiedział szybko, posyłając spojrzenie gdzieś za horyzont. - I lepiej żebyś był tym, za kogo się podajesz.
Ostry ton rzuconej uwagi zdradzał zdenerwowanie odzianego w elegancki, czarny smoking, młodzieńca, zupełnie nie pasującego do zniszczonego krajobrazu, który ich otaczał.
- Aleksandrze, przecież znasz mnie nie od wczoraj. Wiesz dobrze, że... .
- To o niczym nie świadczy! Doskonale wiesz dlaczego się denerwuję! Znam i widziałem konsekwencje ekstrakcji i nie mam ochoty posyłać kolejnego przyjaciela w diabły! - wybuchnął. Opierał się teraz rękoma o stół. Czerń na ostrzach zapulsowała niecierpliwie. Bezimienny nie mógł zaprzeczyć. Aleksander był jednym z nielicznych, którzy świadomie żyli jeszcze w czasach sprzed Wielkiej Ekstrakcji. Cały czas zapominał, że przyjaciel jest od niego starszy.
- Masz rację – przyznał wojownik. - Nie powinienem zapominać o tym ale ty nie powinieneś zapominać o zaufaniu do mnie. Poza tym tylko w ten sposób mogę...
- Wiem, sherabito, wiem... - westchnął, masując skronie prawą ręką. - Ale nadal uważam, że to szaleństwo!
Bezimienny uśmiechnął się tylko i sięgnął po jeden z mieczy. Ujął rękojeść, zważył w dłoni i podniósł na wyprostowanej ręce. Mrok z ostrza spłynął i pogrążył jego rękę aż po przedramię, powoli pnąc się od nadgarstka. Po chwili poczuł jak to samo dzieje się w jego głowie. Narastające, natarczywe szepty wypełniały przestrzeń jego świadomości. Zamknął oczy.


c.d.n.

czwartek, 10 października 2013

Całego

Nie wiem, czemu chowam się w cieniu niczym tchórz,
Podczas gdy moje drugie ja dumnie kroczy przed siebie.
Ile niebios będzie dane mi ujrzeć?
Me puste serce pochłania je wszystkie.
We śnie uniosę się w przestworza,
Odrzucę wszelkie wątpliwości, które są mi balastem.
Zrozumiałem siłę mych uśpionych uczuć.
Teraz wiem,  że bez Ciebie nic nie znaczę.
Poprowadź mnie przez ten mroczny świat.
Wtedy serce me wybudzi się z wiecznego snu.
Przy Tobie ciągle pragnę być.
Całego siebie oddać Ci.

wtorek, 8 października 2013

Oczekiwanie

"Wszyscy i każdy z osobna rozumie, że śmierć jest nieunikniona. W metrze śmierć była codziennością. Ale zawsze wydaje się, że tobie nie przytrafić się żaden nieszczęśliwy wypadek, że kule cię ominą, choroba cię nie dotknie. A śmierć ze starości nie przyjdzie tak szybko, można o tym nawet nie myśleć. Nie da się żyć w ciągłej świadomości swojej śmiertelności. Trzeba o tym zapomnieć, a jeśli takie myśli mimo wszystko się pojawią, trzeba je przepędzać, trzeba je zagłuszać, inaczej mogą zapuścić korzenie w świadomości i rozrosnąć się,  a ich jadowite zarodniki zatrują życie temu, kto im się podda. Nie wolno myśleć o tym, że i ciebie czeka śmierć. Inaczej można postradać zmysły. Tylko jedno ratuje człowieka od szaleństwa: nieświadomość. Życie skazanego na śmierć, którego stracą za rok, i on o tym wie, życie śmiertelnie chorego, któremu lekarze powiedzieli, ile mu zostało, życie tych ludzi różni się od życia zwykłego człowieka tylko jednym: ci pierwsi dokładnie, lub w przybliżeniu wiedzą kiedy umrą, zaś zwykły człowiek tkwi w niewiedzy, i dlatego wydaje się mu, że może żyć wiecznie, chociaż nie jest wykluczone, że następnego dnia zginie w wypadku. Straszna jest nie sama śmierć. Straszne jest jej oczekiwanie."

Dmitry Glukhovsky "Metro 2033"

czwartek, 3 października 2013

Central

Kiedy się urodziliśmy, byliśmy wolni.
Nieważne,  jak silni są Ci,  którzy temu zaprzeczają.
Zamiast wody jest kwas?
Kontynent pokryty lodem?
Nie obchodzi mnie to!
Tylko ci, którzy to widzieli, mogą poczuć się Wolni!
Walcz!
Oddałbym życie za coś takiego!
Nieważne, jak przerażający jest ten świat. Jak okrutny on jest.
To nie ma znaczenia!
Walcz!
Walcz!
WALCZ!
Oddałbym życie za ten świat!
Nieważne jak przerażający on jest! Jak okrutny on jest.
To nie ma znaczenia!
Walcz! Walcz!
WALCZ!
WALCZ...!


...
Odpowiedz gnojku...
Co zamierzasz?

niedziela, 15 września 2013

Spowiedź Wędrowca III

"Czuję jakby moje życie się zmieniło.
Podążam drogą, na której nigdy dotąd nie byłem.
Nic nie wygląda znajomo. Znaki nie mają już sensu.
Mam zjechać z drogi czy dalej nią podążać?
Mam jechać sam czy zabrać innych ze sobą?
Komu zaufać na czas podróży?
Teraz rozumiem, czemu bycie przywódcą wymaga izolacji. Musiałem oddalić się od tych, na których życie wpływają moje decyzje.
Tych, których kocham, jak i tych, których nienawidzę.
Coraz ciężej jest być bratem kiedy muszę podejmować decyzje przeznaczone dla ojca.
Zanim dorośniecie na tyle, by zrozumieć to życie, będziecie wiedzieć o mnie wszystko.
Rzeczy, z których jestem dumny, oraz te, których żałuję.
I wtedy staniecie przed własnymi decyzjami.
I mimo iż pragnę Wam pomóc, powiedzieć, co macie robić, sami będziecie musieli je podjąć.
Mogę Wam tylko doradzić, moi synowie, byście ocenili jakimi jesteście mężczyznami.
Zrozumcie, co jest dla Was ważne. Poznajcie siebie. Wiedzcie, co macie w sercach. Niech nie zachwieje Wami strach, przeszłość czy opinie innych.
Odnajdźcie własną prawdę.
Poprowadzi Was ona do rzeczy, które kochacie."

sobota, 7 września 2013

Spowiedź Wędrowca II

"Ciężko jest nie nienawidzić.
Ludzi, rzeczy, instytucji. Kiedy łamią twojego ducha i radują się oglądaniem jak krwawisz... .
Nienawiść jest jedynym sensownym uczuciem.
Ale wiem co nienawiść robi z człowiekiem. Rozrywa go.
Zmienia go w coś, czym nie jest. W coś, czym nigdy miał się nie stać.
To właśnie muszę Wam powiedzieć. Żebyście wiedzieli, jak ciężko próbuję nie ugiąć się pod ciężarem wszystkich strasznych rzeczy, które czuję w moim sercu. Czasem moje życie przypomina śmiertelny pokaz ekwilibrystyczny. Gdy zderza się to, co czuję, z tym co powinienem zrobić. Odruchowe reakcje dążą do rozwiązania dużo szybciej od mózgu.
Gdy patrzę na mój dzień, zdaję sobie sprawę, że większość czasu naprawiam szkody z dnia poprzedniego. Przy takim życiu nie mam przyszłości. Zostają tylko rozterki i żal.
Każdy dzień to nowe pudło.
Otwierajcie je i zaglądajcie do środka.
To Wy zdecydujecie, czy będzie to prezent, czy trumna."

Teraźniejszość?

Nie ważne kim jesteś teraz.
Nie dowiesz się jakim jesteś człowiekiem.
Aż do momentu śmierci.
Kiedy nadejdzie ten moment, uświadomisz sobie kim jesteś.
Właśnie tym jest śmierć, czyż nie?

czwartek, 5 września 2013

Pierwszy Takt

       Dawno, dawno temu, w odosobnieniu, daleko za granicami Pierwszego, Drugiego, a nawet Trzeciego Hrabstwa, za Wężową Górą, skrywana pomiędzy drzewami, wiła się pewna Droga. Rzadko była to uczęszczana Droga, i nawet jeśli ktoś się w nią zapuszczał, nie czynił tego bez strachu. Kto jednak wiedział co czeka na jej końcu, gotów był pokonać wszelkie przeciwności. Wiodła ona bowiem do krainy Awer, leżącej pomiędzy dwoma morzami. Słynęła ona z niebywałego piękna swych wybrzeży oraz gościnności swych gospodarzy. Każdego lata, kraina Awer rozkwitała w pełni...
- ...a demony zbierały największe żniwo. - dokończył w myślach zdanie. Zamknął w dłoni książkę, wzbijając obłok kurzu i pyłu, tańczącego w snopie światła, wpadającego przez rozbite okno opuszczonego budynku. Odrzucił mały tomik zagranicznej bajki na stół. Awer nie było ani dawno, ani daleko ale tu i teraz. To kraina jego codziennych wędrówek i walk. I choć była piękna, jak każda kraina, miała swoje demony.
W pomieszczeniu panował zaduch. Pocił się. Przecierał grzbiety pozostałych na półce książek, jedna po drugiej, czytając szeptem tytuły.
- Wygląda na to, że nic więcej tu nie znajdę... - mruknął do siebie.
       Wrócił do przedpokoju i rozejrzał się. Wyrwane drzwi na końcu wisiały na jednym zawiasie. Wygląda zachęcająco – pomyślał z przekąsem, ruszając w tym kierunku. Salę, na długość, wypełniał duży stół, wokół którego stała jeszcze część krzeseł. Pozostałe, w całości lub nie, walały się pośród szkła, porcelany i resztek jedzenia na podłodze. Słońce przeciskało się małymi strumieniami przez zabite deskami okiennice.
Podszedł do środka stołu i ujął w dłoń smukłą karafkę, wypełnioną czarną, gęstą cieczą. Wyjął korek i zbliżył do nosa. Ludzka. Jakby tylko na potwierdzenie swoich myśli, przetarł dłonią środek stołu, by odnaleźć tam zamkniętą kombinację linii dziewięcioramiennej gwiazdy.
Jego uwagę przykuł na chwilę okrągły przedmiot w rogu sali.
- I na co była wam ta zachłanność...? - powiedział półgłosem, patrząc w czarne oczodoły czaszki. Wyszedł.
       Ostatni z pokoi, powitał go przenikliwym odorem rozkładu. Dwa szkielety, w ciasnym uścisku dopełniały nieruchomo swych miłosnych igraszek na przeżartej zgnilizną pościeli, zupełnie jakby nie zauważając faktu zgonu. Pomimo całej sytuacji, nie oparł się komizmowi sytuacji i zaśmiał pod nosem.
- Cholera, śmiertelnie poważnie traktujecie przysięgę małżeńską.
Odpowiedział mu przeciągły jęk z głębi pokoju. Niewiele myśląc, wyciągnął miecz, wyprowadził obrót do pozycji i zaczął szukać wzrokiem źródła dźwięku.
- Eeeeeeyyyyyy.... - powtórzył głos. Bohater obszedł powoli duże łóżko rozglądając się. Po drugiej stronie, z rozłożonymi rękoma, oparty o łóżko, siedział na podłodze i wpatrywał się w niego pustym, szklanym bielmem. Trup. Wojownik ostrożnie podszedł na odległość kroku, marszcząc brwi. Rozwarte usta nieboszczyka co chwila wydawały ten sam gardłowy jęk, a z wysuszonej, bladej skóry, nieustannie, z sobie tylko znaną lekkością, opadała na podłogę chmura zimnego powietrza. Kiedy wędrowiec zbliżył się, poczuł bijący od niego, nienaturalny chłód. Umarlak po chwili, z trudem podniósł rękę, która sprawiała wrażenie mającej się za chwilę rozsypać. Mroźna mgła opadła z niej na podłogę. Bohater cofnął się odruchowo.
- Eeeeeeeeyyyyyyyy... - wyrzucił z siebie martwy, jakby chcąc go zatrzymać. W zaciśniętej dłoni trzymał talię kart, oplecioną czerwoną, bawełnianą tasiemką. Po chwili rozwarł ją, w geście podarunku i znów wlepił ślepe oczy w przybysza. Ten bez namysłu, płynnym ruchem sięgnął po ów podarunek i zabrał. W tym samym momencie, oczy martwego rozsypały się kawałkami szkła. Skóra z bladobłękitnej weszła w szarość i bezgłośnym pyłem opadła na podłogę zostawiając nagi szkielet w towarzystwie podobnych sobie kochanków.
       Wędrowiec spojrzał na otrzymaną talię. Na ułożonym z wierzchu asie pik dostrzegł czerwone odbicie kobiecych ust. Zimno bijące od talii sięgało aż do przedramienia. Wrzucił ją po chwili do torby, ułożył miecz przy pasie i wyszedł z budynku. Tutaj już jej nie spotka – tego był pewien.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Prolog

- Nadchodzi... - pomyślał kiedy lodowaty wiatr smagnął go po twarzy, znacząc sinym kolorem jego kości policzkowe. Zacisnął mocniej dłonie na rękojeści miecza i umiarkowanym ruchem poprawił ustawienie stóp. Pozycja trzeciej gardy, tak jak uczył go mistrz. Nie wiedząc co czeka ze strony przeciwnika, ta zdawała się być najodpowiedniejszą. Nie wyprowadzi z niej silnych ciosów, ale będzie w stanie szybko zareagować. Choć i to może okazać się niewystarczające...
Przebijający się gdzieś między gwizdami wichury podmuch melodii wyrwał go z zadumy. Rozejrzał się, ale na otaczającej go łące nie dostrzegł nic poza swoim cieniem rzucanym przez księżyc na znokautowaną wiatrem trawę. Delikatne dźwięki fletu układały się w ciepłą i uwodzicielską muzykę. 
- Zatem jesteś - powiedział zamykając oczy. Rozluźnił barki i opuścił miecz. Melodia ustała.
- Rozczarowany? - usłyszał delikatny kobiecy głos.
- Nie. Usatysfakcjonowany. 
Ekscytacja i podniecenie urosły w nim do smoczej rangi, nadal jednak trzymając je szczelnie zamknięte, nie pozwolił, by wzięły górę nad jego spokojem.
- Nie wiedziałem, że lubisz muzykę.
- Sztuka jest nieśmiertelna - odpowiedziała - choć często brak mi partnerów do tańca.
Schował miecz i otworzył oczy. Długo oczekiwany moment. Wreszcie mógł ją ujrzeć! Z głębi naciągniętego kaptura jej płaszcza, na klatkę piersiową wylatywały tylko dwa kosmyki prostych, śnieżnobiałych włosów. Wydawało mu się, że mijają wieki, zanim go zdjęła. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Była najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek widział  i jasnym było, że jest ona ostatecznym pięknem jakiego może dostąpić człowiek. Jej oczy o czerwonych tęczówkach i głęboko czarnych źrenicach patrzyły na niego teraz, współgrając z lekkim uśmiechem pojawiającym się na krwistoczerwonych ustach.
- Niewielu się cieszy na mój widok - wybiła go z kontemplacji.
- Zbyt dużo poświęciłem starając się ciebie poznać i zrozumieć, żeby teraz się smucić.
Zbliżyła się do niego i kładąc z naturalną lekkością, dłonie na jego piersi, zbliżyła twarz do jego twarzy. Mówiła ciepłym, słodkim głosem:
- O tak, poznałeś wiele tajemnic na mój temat i znasz mnie jak nikt inny. Ale nie możesz zapominać kim jestem...
-Wiem - odpowiedział cicho. Ujął jej dłoń w swoją, objął w talii i patrząc jej w oczy, rzekł tylko, tonem oznajmującym:
- Pierwszy takt.
I tańczyli. Ona z nim, a on z nią. Tańczył ze swoją Panią Śmierć.

sobota, 17 sierpnia 2013

Moment

Nie wiem czy widziałeś ten film, a nawet jeżeli, czy oglądając go nie odniosłeś wrażenia, że najciekawszy moment to ten, kiedy Bilbo budzi się rano, po wizycie krasnoludów, i te kilka, kilkanaście sekund kiedy dociera do niego, że odrzucił właśnie szansę na przygodę życia i nadaniu mu sensu większego niż dbanie o posiadłość z dziada pradziada?

Ile razy dziennie masz podobne odczucie?

środa, 24 lipca 2013

"Zwój Złamanego Miecza"

To fragment z historii zabójcy. Zabójcy, który prócz własnej zemsty, miał cel w zabiciu władcy. Zabójcy, który zrozumiał o co walczy. To fragment z filmu "Hero" (o którym jeszcze będzie pisane)...

"Oświeciło mnie! Zwój Złamanego Miecza nie przedstawia stylu walki. Jest idealną teorią!
Pierwszy krok to pełna jedność z mieczem. Gdy to osiągniesz, możesz walczyć choćby źdźbłem trawy. Drugi krok to posiadanie miecza w sercu, gdy nie masz go w dłoni. Możesz pokonać wroga ze stu kroków choćby gołymi rękoma! Krok ostatni to brak miecza w sercu i rękach. To wolność od wrogów, którzy miast zabijać, niosą pokój ludzkości."

środa, 12 czerwca 2013

Wyimaginowana śmierć?

Większość z nas lubi bajki, prawda? A jeżeli nie bajki, to zmyślone historie, które nigdy się nie zdarzyły, czy też nawet nie mają szans się wydarzyć, jak na przykład przygody w światach fantasy czy science-fiction. Czytamy książki, komiksy, oglądamy bajki, seriale i filmy o zmyślonych przygodach, zmyślonych ludzi w zmyślonym świecie.
To, za co kochamy te wszystkie historie, to elementy odnalezienia bądź pragnienia; możemy utożsamić z historią część siebie, cechę swojej osobowości (odnalezienie) bądź dostrzec coś mocno przez nas pożądanego, wołającego nie raz i z głębi naszego wygłuszonego ludzkiego serca (pragnienie) - tym pożądanym elementem najczęściej jest przygoda.
W tym wszystkim tkwi jeden bardzo istotny szkopuł. Przygoda nie byłaby przygodą gdyby jednym z alternatywnych jej zakończeń nie była śmierć głównego bohatera.
I tu, jakikolwiek by to nie był film, książka, komiks (te, na potrzeby rozważań, w skrócie określę mediami przygody), dochodzę do tego samego punktu mojej konsternacji. Mianowicie, bardzo łatwo jest stwierdzić jak wielkim błędnym kołem jest tak wykreowana przygoda w dowolnym medium. Dlaczego? No to lecimy punktami!
1. Główny bohater podejmuje się przygody.
2. Przygoda zakłada, że główny bohater może zginąć.
3. Jeśli główny bohater zginie, przygoda straci walor.
4. Jeśli główny bohater zginie, przestaje on być głównym bohaterem
5. Punkt 4 jest sprzeczny z punktem 1
6. Punkt 3 stoi w opozycji do punktu 2

No właśnie. Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było gdyby główny bohater przygody zginął? Ot tak, bezpowrotnie. Nie uratowany cudownie, nie wskrzeszony. Po prostu zabity, nie mogący dopełnić przygody.
Taki motyw już się pojawiał, oczywiście. Łatwo wskazać przykłady. Ale wtedy zazwyczaj inny bohater przejmował inicjatywę i główną rolę. A nie o to chodzi.
Jak odebrana zostałaby przygoda, która zakończyła się porażką?
I jest jeszcze pytanie wcześniejsze:
Jak reagujemy na śmierć bohaterów?
Do odpowiedzi samemu sobie.
Z dowolnym medium.
W ciszy.

sobota, 25 maja 2013

Ogień

UWAGA!
U NIEKTÓRYCH POST TEN MOŻE WYWOŁAĆ NEGATYWNE EMOCJE WZGLĘDEM MOJEJ OSOBY. PONIEWAŻ MNIE TO SZKODY NIE ROBI, DLA WŁASNEGO KOMFORTU EMOCJONALNEGO, MOŻE PO PROSTU TEGO NIE CZYTAJCIE.

"Przyszedłem rzucić ogień na ziemi i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął"
Łk 12,49

Nie wiem skąd to się bierze, ale mam takie chwile kiedy świadomie, bardzo świadomie, obserwuję z niekłamaną radością wizję, swoiste imago w moim umyśle. Nie byle jakie imago, ale to jedno, bardzo konkretne.
Kiedy to wznoszę się na swoich skrzydłach nad swój dom. Robię zamach i widzę więcej. Całe miasto i okolice. Zamach, byle wyżej. Ot rozpościera się cały kraj! Zamach! Wyżej! I jeszcze więcej widzieć. Tylko po to, by po prostu patrzeć jak płonie świat. Ja wiem, to oklepany internetowy frazes. Ale mnie chodzi o dosłowne tego znaczenie. Widzieć jak nasz glob staje w ogniu. Jak parują zbiorniki wodne, a ziemia wyjaławia. Mieć przed oczami skaczące płomienie, a w uszach krzyki umierających. Patrzeć na śmierć milionów. Niech pęka ziemia, niech walą się budynki i gęstnieje powietrze od pyłu i popiołu!
Niech dopełni się oczyszczenie!

No bo czym my jesteśmy...?
Odkryłem świat i przepełniła mnie radość.
Odkryłem, że mam myśl i popadłem w strach.
"Wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie".

piątek, 12 kwietnia 2013

"Chwila"


Szepce budzik.
Bulgocze wrząca woda, jęczy silnik autobusu.
Krzyczy nienasycona kasa fiskalna.
W milczeniu niewidomi karcą chodnik.
Brak, totalny brak melodii.
Słyszę jak w roślinach chlupocze glukoza.
Jak koza do woza, przychodzą na stragany.
Pył podnoszony przez wiatr znowu kwili.
I jestem tu, żyję tą chwilą.
Jestem tu, jestem w tej chwili.
I ciągle 
Tyk...Tyk...
Wskazówki biją coraz mocniej
Paradoksalniej
Z minuty na minutę, jestem coraz dalej
I dalej
Tyk...Tyk...
Nieudolnie próbując wybić rytm
Nieustannie z niego wybijają
Tancerze nienarodni
Brak, kompletny brak melodii.

Szyderczo śmieje mi się w twarz
Oto mój przyjaciel - Czas...

Potyczka w Bitwie, na Wojnie

Wchodzę do swojego pokoju. Lewą ręką zamykam za sobą drzwi i staję wobec przestrzeni osobistej tworzonej przez kilka ścian i zbiór przedmiotów znajdujących się w ich obrębie. Rozglądam się. Kanapa. Biurko. Ściana z gitarami. Pusto. Pierwsze co mnie ogarnia to przygnębienie, smutek. Po krótkim zastanowieniu dochodzę do źródła i odpowiadam dlaczego. Jestem sam. Na te słowa, skomplikowana biochemia mojego organizmu reaguje odpowiednimi związkami, wywołując u mnie kolejne fale negatywnych emocji. Zasypuje mnie grad strzał obrazów znanych mi pięknych kobiet oraz prawdopodobnych scenariuszy z nimi związanych, w tym bijących w moje potrzeby bliskości, ojcostwa, odpowiedzialności. Czułe punkty zostały zranione. Z pomocą przychodzi mi mój wierny giermek, taszcząc ciężko, lecz z entuzjazmem, bandaże i wierną tarczę, towarzyszkę bitew, której imię nadałem Racjonalizacja. Wraz z nią, wraca odwaga i siła by, prąc naprzód, rzucać dzielnie pociski pytań i twierdzeń. Kolejno pod moje ręce podchodzą włócznie o ostrych grotach znaków zapytania; "Czyż nie jestem jeszcze młody?"; "Czy to ta Jedyna?"; "Jakie mam wobec tego pragnienia?". I kiedy przeciwnik zdaje się opaść z sił na tyle, by nie móc utrzymać tarczy, i ja zrzucam cięższy oręż, a zza pleców wyciągam łuk, sięgając równocześnie do kołczana pełnego zaostrzonych grotów twierdzeń: "Związek to rzecz poddana władzy nie tylko emocji lecz i rozsądku!"; "Mam na to czas!"; "Doglądaj swoich emocji!"; "Bądź uważny!"...
Koniec końców, przeciwnik mój pada. Zamykam drzwi w swej głowie, wiodące na pole bitwy. Zostawiam za sobą okrzyki potyczki i, niosące je, wichry, smagające mą tarczę nie mniej niż ciosy oponenta.
Zza moich pleców przypomina o sobie jedynie echo ostatniego krzyku dobitego przeciwnika, odgrażające się powrotem i zemstą o strasznej sile. Tak, mam tego świadomość i wiem,  że to była jedynie bitwa, pomniejsza potyczka w wojnie, która trwać będzie po ostatnie bicie serca. Mojego serca.

środa, 13 lutego 2013

"W" (cz.1)

Trening. Koherencyjnie rzecz biorąc, periodyzacyjny zestaw ćwiczeń służących rozwojowi. Celowo nie dookreślam tu ćwiczeń fizycznych czy mentalnych. Regularne wykonywanie zadań z matematyki będzie treningiem równie jak i co tygodniowa wizyta na siłowni.
Pytanie brzmi: po co?
Czemu mam się pocić skoro nie muszę? Na diabła mam się nadprogramowo wysilać? Ruszać się z domu czy odrywać od obowiązkowych zajęć? Na co to komu?
I tu kłania się element niewielu znany. To co ja nazywam "czynnikiem W" (yeah! brzmi nieźle!).
Nie musisz. Nic nie musisz. Kto Ci każe chodzić na siłownię czy na zajęcia WF'u? Nikt też nie powie Ci, że masz teraz rozwiązać 56 zadań z fizyki.
Poza Tobą samym.
O co mi chodzi? O to, że trening zakłada coś więcej niż tylko powtarzalność wysiłku i nie przyniesie efektu samą swoją powtarzalnością i jego wykonywaniem. Ponieważ trening to przede wszystkim Wiara we własne możliwości! Podchodząc do ćwiczeń i przyjmując na siebie obietnicę ich periodyzacji, inwestujesz w siebie ogromny kredyt wiary we własne możliwości, w swój niepohamowany rozwój. Bez tego czynnika, staniesz w miejscu.


Tym samym, silnie rozgraniczam elementy Woli i Wiary ale to do rozwinięcia w innym tekście...

sobota, 2 lutego 2013

Motywacja

Pytanie zaczyna się, rzekłbym, standardowo - dlaczego?
Dlaczego tak jak niektórzy, nie mogę po prostu usiąść i się uczyć?
Dlaczego nie wstaję kiedy powinienem wstać?
Czemu nie robię rzeczy banalnych chociaż jestem do nich zobligowany?
Obserwując sytuacje na portalach społecznościowych, nie jestem jedynym takim osobnikiem, a jednak czasem mam wrażenie, że coś jest ze mną nie tak.
Złożony zespół indeterminacji motywacyjnej czy zwykłe lenistwo? A może jedno równa się drugiemu.
I to nie tak, że nie robię rzeczy, które powinienem, a resztę tak. Problem jest gdzieś głębiej, bo dotyczy wielu płaszczyzn. Studia, obowiązki domowe, gitara, fotografia, nawet harcerstwo. Co jest nie tak i jak to leczyć?
03:33 - ktoś mnie kocha!
Marzenia. Ad hoc, kłania się pojęcie akrasii - słabej woli. Trzeba ją ćwiczyć. Tylko skąd wziąć motywację? Natrafiamy na błędne koło ale jak z niego wyjść?
Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
Czas namysłu.
Czas działania.

środa, 23 stycznia 2013

Strach

Ostatnio dotarło do mnie dlaczego nie lubię zimowych nocy. Budzą we mnie strach. Nie przerażenie, nie obawę ale jedyną w swoim rodzaju świadomość i percepcję prezencji, przenikającą i docierającą tak głęboko, że nie sposób nazwać ją inaczej.
Nie jestem osobą, która lęka się ciemności nocy. Wręcz przeciwnie.
Chociaż z natury jestem ciepłolubny, doceniam co roku zimowe przejścia i uważam, że to świetny czas na sprawdzanie i siebie i swojego sprzętu outdoorowego.
A jednak połączenie tych dwóch napawa mnie strachem.
Zimowa noc jest brakiem tego co najważniejsze - światła i życia. To zupełnie tak jakby cały świat przybrał ucieleśnienie natury Śmierci.

sobota, 12 stycznia 2013

Dary losu

Nie ma czegoś takiego. Zaraz, już na samym wstępie popełnię hipokryzję względem tematu, ale jeszcze raz powtórzę: nie ma czegoś takiego jak dary losu.
Ok, zaczęło się dziwnie. Jest temat, jest zaprzeczenie tematu, a więc w pewnym sensie mamy hipotezę, zobaczymy co będzie dalej. Skąd zatem taki temat?
Początkowo chciałem uraczyć Was cytatem z książki ale, że cytat, aby w pełni wybrzmieć, zmuszony by był pochłonąć dużą część przestrzeni czytelnej posta. Zdecydowałem zatem o skróceniu tego do moich rozmyślań. Zasadniczo, powinno to być nazwane "uzmysłowieniem" , termin ten lepiej opisuje charakterystykę tego bloga.
No ale to wątek poboczny. Ad rem!
Dar, z definicji określa przekazanie rzeczy pewnej osobie, przez drugą, przy czym ta ostatnia nie oczekuje niczego w zamian.
Tu, do rozmyślań wkracza pojęcie, które bywa wielce sporne co do samego istnienia - los. Nie zamierzam przytaczać żadnych definicji czy też opracowanych określeń czym jest los, ponieważ uważam, że jest to pojęcie z gatunku pojęć intuicyjnych, o których realności rzadko kiedy się rozstrzyga.
Pomijając zatem wątek losu, otrzymujemy coś w zamian za nic. Ot tak, od życia. Pieniądze na chodniku, szczęśliwa liczba, odwołane zajęcia, druga osoba itd. Itd.
Otóż czy na pewno? Według mnie, taki rachunek w ogóle się nie kalkuluje. Każdy dar jest czymś, wcześniej czy później, okupiony. Teraz uwaga, niekoniecznie naszym kosztem. Być może stąd pojęcie "daru". Bez poczucia straty, odnosimy wrażenie zostania obdarowanymi. Ale zysk musi zostać spłacony. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta ale ciężko ją racjonalnie uzasadnić.
Życie jest proste - ile sami w nie wkładamy, tyle otrzymujemy. Inaczej nazywa się to zasadą równorzędnej wymiany. Nie wiadomo z kim i dlaczego, ani skąd taka zasada. Jedyne czym mogę się tu posłużyć celem utwierdzenia byłoby doświadczenie osobiste oraz obiektywna obserwacja świata wobec czego pozostawiam to do osobistej weryfikacji.