sobota, 5 lipca 2014

Siódmy takt cz. I

       Wiatr huczał nisko w szparach miedzy deskami zabitej framugi, nasilając się do gwizdu przy każdym silniejszym podmuchu. Mimo to, od wzejścia Kula Ognia gorała nad dachem drewnianej chaty i powietrze w środku było duszne i zawiesiste. Rosły mężczyzna w mokrej od potu koszuli zataczał koło po pokoju, przecierając nerwowo dłonią wilgotną twarz i krótkie jasne włosy.
- Możesz wreszcie usiąść? - rzucił inny, siedzący w rogu facet.
- Próbuję się uspokoić, dobra? - odparł tamten, przystając na chwilę.
- I jak ci idzie?
- Zejdź ze mnie Denett, co? Chcę jakoś zrozumieć co się właśnie stało, a ty nie pomagasz.
- Do cholery Jorg, a co tu jest do rozumienia? Ten facet nas ocalił i to się w tym momencie liczy! Oraz to co dalej z tym zrobimy! - krzyknął i wstając, dla podkreślenia swoich słów, wskazał dłonią na nieprzytomnego Wojownika.
- Możecie się obaj zamknąć? - odezwała się nagle kobieta siedząca przy łóżku, na którym leżał. Długie, rude włosy miała związane z tyłu w kucyk. Choć wyraz twarzy miała teraz surowy, z jej oczu emanował tak gniew jak i zmartwienie. Całe zdarzenie obserwował znad książki Aleksander, nie odzywając się ani słowem. Siedział na krześle przy głowie Sherabity, wertując niby od niechcenia swoją księgę boga Dawnych Dni.
- Wasze durne sprzeczki są w tym momencie naprawdę zbędne. - ucięła, kiedy zorientowała się, że wszyscy w pokoju skierowali na nią wzrok.
- Ma rację. Odpoczywajcie. Zbierajcie siły. Na decyzje przyjdzie czas kiedy Bezimienny dojdzie do siebie. - cichym głosem dodał Aleksander nie podnosząc wzroku znad kart księgi. Mężczyźni po chwili rozeszli się i usiedli. Młodzieniec spojrzał na przyjaciela, który blady od skrajnego wyczerpania oddychał teraz powoli.
"Siedemnastu spoczęło od twoich mieczy. Sześciu nie przeżyło emanacji Animu. Siedmiu Obudzonych czeka na poprowadzenie. Lepiej wracaj w pełni sił..." - myślom w głowie Kreatora towarzyszył jego długi oddech.
       Ciszę wypełniało tylko kilka zdysharmonizowanych ze sobą oddechów śpiących w pokoju ludzi. Po chwili spośród nich wybił się szelest materiału i stęknięcie kiedy Sherabita usiadł na łóżku. Kilku spojrzało w jego stronę, kobieta rzuciła się gwałtownie obejmując go w klatce piersiowej.
- Lil! Proszę, daj mu odetchnąć... . - zwrócił się do niej Aleksander wstając z krzesła. Rudowłosa puściła Wojownika zmieszana.
- Jak się czujesz Bezimienny? - zapytał młodzieniec.
- Lepiej, dziękuję... - mówił powoli i zmęczonym tonem. Podniósł ręce i wpatrywał się w swoje dłonie, zaciskając je i puszczając na przemian.
- Kim są Ci ludzie? - spytał nie podnosząc wzroku.
- To Obudzeni. Puści, którzy pod wpływem wyemanowanego przez ciebie Animu odzyskali energię i panowanie. Nie sądziłem, że to możliwe.
- Czy ja...? - zwątpienie zachwiało pytaniem Wojownika.
- Mogło się to dla Ciebie skończyć ekstrakcją lub śmiercią, kretynie.
- Rozumiem... - wydusił. - Aleksandrze, gdzie znajduje się najbliższy bastion?
- W Tan-Shafher. Prowadzi go zgromadzenie Sinistratów. - bez wahania odparł Kreator.
- Tam wobec tego wyruszymy.
Kilku ludzi podniosło się ze swoich miejsc.
- Ale... - ktoś zaczął.
- Ruszamy tuż po zachodzie. - uciął bohater.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz